środa, 11 września 2013

Rozdział 23

Wielki powrót po dwóch tygodniach nieobecności, od razu przepraszam za taki zastój. Nie miałam internetu, ale możecie potraktować to jak urlop.
___________________________
Rozdział 23
Gra.

- Długo jeszcze? Zapytała znużona Lukrecja.
Od sytuacji na stacji benzynowej minęło kilka godzin, dwie może trzy, i blondynka milczała przez, cały ten czas, tak jak my wszyscy. Teraz jednak kręciła się i marudziła znużona podróżą, która trwała i trwała, jakby miała się nigdy nie skończyć.
- Według nawigacji jakieś trzy godziny. Odpowiedział jej Lan Wal i posłał oszałamiający uśmiech.
Odwróciłam od nich wzrok, wracając do trzymanej w dłoni książki. Kupiłam ją przed wyjazdem i bardzo mnie wciągnęła, bałam się tylko, że skończę ją czytać jeszcze zanim dotrzemy na miejsce. Oczywiście miałam jeszcze trzy inne pozycję, ale nie wydawały się tak ciekawe, jak ta trzymana w dłoni.
Pas bezpieczeństwa uwierał mnie, bo pół-leżałam oparta o okno, z nogami przewieszonymi przez uda Rina, od czasu do czasu muskał moją skórę, odwracając moją uwagę od czytanej opowieści, wydaje mi się, że robił to specjalnie.
- Umiesz pływać? Spytał nagle, jakby to była ważna kwestia, albo sprawa niecierpiąca zwłoki.
- Mmm. Mruknęłam cicho zaczytana, niemal nie zwracałam na niego uwagi.
Nie wiem ile minęło czasu, ale Rin nie odpuścił, widać wymyślał pytanie.
- Może pierwszego wieczoru zrobimy ognisko?
- No.
- Możesz odkleić się od tej książki? Zapytał już trochę wkurzony, ale postanowiłam to zignorować, żeby nie wdawać się w niepotrzebne kłótnie, chciałam uciąć temat.
- Nie.
Rin przycisnął przycisk otwierania okna i szyba powoli zjechała w dół, powinna wtedy zacząć coś podejrzewać, ale byłam głupia. Wiatr podburzył moje włosy, chciałam poprosić go, aby zamknął okno, ale było za późno, szybkim ruchem wyrwał z moich rąk książkę i wyrzucił ja przez okno. Myślałam, że wyjdę z siebie, a krew zagotuje mi się w żyłach.
- Zatrzymaj się. Krzyknęłam do Lana niemal na całe gardło, a przestraszona Lukrecja uderzyła głową w szybę i jęknęła głośno.
- Nie zatrzymuj się. Zaprotestował Rin, co tylko bardziej mnie rozwścieczyło.
- Co jest kurwa? Zapytał zdziwiony Lan i w ciasnym wnętrzu samochodu zapanował chaos, z każdym metrem oddalaliśmy się od mojej książki.
- Stój! Wrzasnęłam, a w moim głosie brzmiały nutki alfy sprawiły, że noga blondyna naparła na hamulec już kilka sekund później, gdy parkował na poboczu.
- Jedź dalej. Wydawał polecenia Rin, ale ja miałam to gdzieś.
Zrzuciłam nogi z jego kolan, kopiąc go przy tym i wysiadłam mocno trzaskając drzwiami.
- Kurwa. Usłyszałam krzyk alfy, ale nic mnie to nie obchodziło.
Maszerowałam gniewnie cedząc kroki i machając rękoma wzdłuż boków. Dupek, idiotka, zabije go.
Srebrna bransoletka na kostce wypalała mi ślad na skórze, gdyby nie strach przed przemianą i agresją, już dawno bym ją zrzuciła. Chciałam mieć szpony, zamiast paznokci i przeorać twarz ukochanemu, wzbierała we mnie agresja i czułam, że mogę za chwilę eksplodować. Rin ruszył za mną, słyszałam jego krzyki, ale nie reagowałam, dogonił mnie i złapał za ramię brutalnie odwracając mnie w swoją stronę.
- Nie ignoruj mnie! Warknął wściekły. - I nie podważaj mojego autorytetu przed sforą.
- Masz jeszcze jakieś życzenia? Odpowiedziałam tak samo zła, a może i  nawet bardziej.
Wyrwałam ramię i ruszyłam dalej przeczesując wzrokiem pobocze w poszukiwaniu, pewnie bardzo zniszczonej już, książki.
- Uspokoisz się w końcu?!
No tego już było za wiele, ja mam się uspokoić? Odwróciłam się zamaszyście i stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Żartujesz sobie?! Popchnęłam go lekko w tył, ta podróż zdecydowanie nie należy do najspokojniejszych.
Pewnie gdyby nie wilcza, zdecydowanie zbyt gorąca krew nasze kłótnie nie byłyby tak częste i gwałtowne.
- Zostaw te cholerną książkę i wracaj do samochodu. Zdecydował oczekując naiwnie, że go posłucham.
Popchnęłam go jeszcze raz, tym razem lżej. - Co Ci odbiło?! Przeszkadzałam Ci? To była nowa książka!
Miał zachmurzoną twarz, kiedy ruszyły w moja stronę, zdziwiłam się gdy mnie minął.
- Jeszcze nie skończyłam! Warknęłam za nim.
Wrócił po kilku sekundach w dłoniach trzymając sponiewierany papier. To była moja nowiutka książka, teraz podarta i ubrudzona trawą. Wepchnął mi ją w ręce. - Zadowolona? Zapytał sarkastycznie, na co prychnęłam z wyższością.
Złapał moje ramie, ciągnąc mnie w stronę samochodu, jak zwykle delikatnie i stanowczo.
- Puszczaj mnie. Lamentowałam posyłając mu złe spojrzenia.
- Boże, oddałem Ci te książkę, możesz się za.... Uspokoić?
Chciał powiedzieć "zamknąć" i powstrzymał się w ostatniej chwili. Wsiedliśmy do samochodu, ignorując natarczywe spojrzenia blond-dwójki. Podkuliłam nogi i zapięłam pas.
Nienawidzę gdy Rin jest taki, wściekły o nie wiadomo co i chłodny, jakby wszystko należało do niego i nigdy nie popełnił błędu. Włożyłam słuchawki i zagłuszyłam wszystko wokół głośną muzyką, z książki może i dałoby się czytać, ale chyba straciłam ochotę.

Gdy dojechaliśmy na miejsce było już ciemno, Ele spała jak zabita rozłożona na wygodnych siedzeniach SUV'a z głową na moich kolanach. Uprzednio musiałem pozbawić ją słuchawek i ułożyć, bo sen w niewygodnej pozycji, zapewniłby jej ból karku. Nie chcąc jej budzić, delikatnie wydostałem nas z samochodu, miała naprawdę mocny sen, jak zawsze.
- Otwórz mi drzwi. Poleciłem Lanowi i znaleźliśmy się wewnątrz małego drewnianego domu. Ułożyłem Ele na wąskim łóżku i nakryłem kocem.
Sfora już wygłupiała się na zewnątrz. Tain i Lan rozbijali namioty, a Tar namiętnie całowała Hana, w ogóle nie krępując się naszą obecnością, Elesmera byłaby speszona, ale dla nas to norma. Od dawna przypuszczałem, że tych dwoje coś do siebie ma.
Domek rodziców Tar miał dwie sypialnie, wcześniej ustaliliśmy, że Tain z Hanem śpią w namiocie, tak samo jak Lan z Lukrecją, a Tarpei położy się w małej sypialni na piętrze drewnianego domku, ale teraz rozkład może się zmienić. Najchętniej sam spałbym w namiocie, ale nawet nie rozmawiałem o tym z Ele, byłaby przeciw i jeszcze pewnie udawała, że wszystko ok. Czasem mnie zadziwia, serio.
Mimo wieczornego chłodu, rozebrałem się do bokserek i wskoczyłem do wody, robiąc rozbieg z pomostu. Zimna woda orzeźwiła moje ciało, a adrenalina towarzysząca skoku w nieznane przyjemnie połaskotała moje żyły. Nie długo cała sfora poszła w moje ślady. 


Gdy się obudziłam było ciemno, przestraszyłam się dopóki nie ocknęłam się z zaspania, byłam nawet lekko spanikowana. Przetarłam oczy, zapewne rozmazując maskarę i wstałam z łóżka, wciąż miałam na nogach trampki. Wyszłam z pomieszczenia i znalazłam się w oświetlonej tylko, wpadającym przez okno, księżycem kuchni. Była malutka, pokryta kwiecistą tapetą, wyposażoną w małą lodówkę i palnik z dwoma stanowiskami. Znalazłam kolejne drzwi i wyszłam na zewnątrz, głosy zaprowadziły mnie na polanę, przy końcu której paliło się jasne ognisko, udałam się tak spragniona jego ciepła. Odkrytą skórę moich ramion i nóg szczypało zimno. Przy ogniu siedział Tain, wcinający kiełbaskę i popijający piwo, jego nierozłączny artefakt, Lukrecja wpatrzona w idealnego Lana i Rin, śmiejący się z czegoś co powiedział blondyn. Na stole obok nich leżało jedzenie i jakieś bliżej nieokreślone przedmioty.
- Która godzina? Zapytałam wciąż sennym głosem otwierając butelkę wody.
- W pół do dwunastej. Pośpieszył z odpowiedzią mięśniak, posłałam mu miły uśmiech, nim upiłam łyk wody.
Ignorując wściekłość z przed kilku godzin umościłam się na ławce obok Rina, który natychmiast objął mnie silnym ramieniem.
Obserwowałam jak Lukrecja nie przerywając kontaktu wzrokowego z Lanem sięga po błyszczący przedmiot i zamyka go w dłoni. Na jej twarzy odmalował się grymas.
- Trzy, dwa, jeden. Odliczył Lan i dziewczyna z ulgą odłożyła, niemal wyrzuciła przedmiot.
- Wygrałam. Ucieszyła się i pocałowała krótko Lana z uśmiechem na twarzy.
- W co gracie? Zapytałam szczerze zaciekawiona.
Rin pocałował czubek mojej głowy. - Prawda lub wyzwanie.
- Grasz? Zapytała mnie Lukrecja i może mi się wydaję, ale dostrzegłam w jej głosie przebiegłe nutki, jakby już rzucała mi wyzwanie.
- Jasne. Zgodziłam się trochę nieśmiało.
Pusta butelka po piwie, zakręciła się wymierzając w pustą przestrzeń, dziewczyna zaśmiała się i ponowiła ruch. Tym razem wylot brązowej butelki wskazał bezsprzecznie Rina.
Alfa jak zawsze pozostał spokojny, nawet uśmiechnął się półgębkiem.
- Wyzwanie.
Uśmiech nie schodził z porcelanowej twarzy dziewczyny Lukrecji. - Chcę, żebyś........ dźgnął się w udo. Oświadczyła z pewnością.
Tylko ja spanikowałam. - To chyba lekka przesada. Zaprotestowałam, ale Rin nie wahał się ani chwili, błyskawicznie sięgnął po leżący przed nim nóż i zatopił go w miękkiej skórze, cicho syczał, wyjmując mokry od krwi metal.
Patrzyłam oniemiała jak rana na jego nodze goi się nie pozostawiając po sobie śladu, w końcu wbił nóż tylko na kilka centymetrów. Zrobiło mi się niedobrze, kiedy zrozumiałam jak bawią się wilkołaki. Przedmiot trzymany wcześniej przez Lukrecję, musiał mieć w sobie srebro.
- Spokojnie, oddychaj. Szepnął chłopak i pomasował moje kolano.
Czułam jak oddech więźnie mi w gardle.
Butelka znów poszła w ruch, dopiero teraz zaczęłam się bać, co jeszcze mogą sobie zrobić pod przykrywką niewinnej zabawy?!

6 komentarzy: