Gniew
Musiałam wyglądać żałośnie. Czułam jak razem ze słonym płynem z moich oczu ucieka cała maskara. Nie muszę wspominać jak droga była?
Zabrakło mi odwagi, żeby spojrzeć na Rina. Odgłos śmiechu Tar, wypalał mi dziurę w głowie.
A śmiała się nieustannie. Srebro na mojej skórze było już bardzo rozgrzane i zaczynało parzyć . Podniosłam się i wysoko uniosłam głowę.
- Dziwka. Rzuciłam i zanim zdążyłam się powstrzymać wylałam jej na twarz piwo Taina.
Serce dudniło mi w piersi. Ja się tak nie zachowuję, to nie ja.
Odeszłam pilnując się, żeby nie puścić się biegiem.
Dopadłam drzwi łazienki i owinęłam gałkę swoją bransoletką, żeby nie dopadła mnie tam Tarpei. Całe pomieszczenie było puste, spojrzałam w lustro.
Wyglądałam ździrowato i jak ofiara jednocześnie. Biżuteria sprawiała mi taki ból, że nie mogłam już wytrzymać. Włożyłam dłonie pod strumień bardzo zimnej wody. To przynosiło mi ukojenie, ochlapałam też twarz, pozbywając się tym samym resztek makijażu.
Nie chciałam tam wracać, chciałam zapaść się pod ziemię i nigdy się nie wydostać.
Gdybym była człowiekiem wszystko było by prostsze nie rządziłyby mną emocję. Nigdy nie poznałabym Tarpei. Alkohol wciąż zaburzał funkcję mózgu odpowiedzialne, za myślenie logiczne, więc rozważałam ucieczkę przez okno. Gdybym chociaż miała przy sobie torebkę z telefonem i portfelem, zadzwoniłabym po taksówkę i wszystko by się skończyło. Usłyszałam mocne uderzenia w drzwi i kilka przekleństw, no tak w klubie bawiło się mnóstwo wilków.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je zdecydowanie.
- Niezły trick z tym srebrem. Pochwalił mnie stojący przed drzwiami chłopak.
Otarłam oko wierzchem dłoni, zapewne tylko je rozmazując.
Wysoki i bardzo umięśniony chłopak westchnął ostentacyjnie.
- Zamówisz mi taksówkę? Spytałam na w poły łkając, a on pokiwał głową i wyprowadził mnie przed klub.
Zimne powietrze tak bardzo kontrastowało z duchotą klubu, że momentalnie pokryłam się gęsią skórką.
Zanim zdążył podjechać samochód, wysoka postać wyłoniła się klubu. Rin był zmartwiony, to odciskało piętno na jego twarzy.
- Cholera Ele, nie musiałaś się tak nią przejmować. Podszedł do mnie z zamiarem objęcia mnie. Nie chciałam mieć nic do czynienia z nim, ani z jego sforą.
- Zostaw mnie. Syknęłam, a łzy jak na zawołanie znów pojawiły się w moich oczach.
Z klubu wyszło jeszcze kilka osób, niektóre z zaciekawieniem przyglądały się scenie.
- Porozmawiamy? Zapytał z naciskiem przysuwając się bliżej mnie.
- Nie porozmawiamy, nie chcę rozmawiać!
Rozhisteryzowałam się na dobre, było mi tak strasznie, cholernie wstyd. Nie chciałam z nim rozmawiać, ani na niego patrzeć.
- Uspokój się, gadałem z Tar, załatwię to. Przekonywał mnie zaniepokojonym głosem.
Spojrzałam na drogę próbując telepatycznie przywołać taksówkę. - Po prostu zostaw mnie w spokoju. Poprosiłam zażenowana, nie chciałam żeby mnie taką widział, nie chciałam, żeby kiedykolwiek mnie widział.
- Nie mogę Cię zostawić Ele, przecież należymy do siebie. Zbliżył się do mnie, ale to było dla mnie za wiele. Jego słowa były piękne, ale puste. Tarpei mnie upokorzyła, ale to był tylko gwóźdź do trumny, nigdy nie będę taka jak oni, zawszę będę lepsi-inni.
- Nigdy nie byłam jedną z was, nie chcę mieć z wami nic wspólnego.
Rin był zdruzgotany.
Jakiś dobrze zbudowany, owłosiony gość przybliżył się do nas.
- Wszystko w porządku Mała? Chcesz żebym Cię stąd zabrał? Zapytał zaniepokojony i przybliżył się.
- Nic nie jest w porządku. Mruknęłam patrząc na zdenerwowaną twarz Rina.
Obcy mężczyzna zrobił coś czego, jak przypuszczam oboje żałujemy.
Położył swoją dłoń na moim ramieniu. Reszta wydarzeń potoczyła się szybko, jak spadająca w górach lawina. Pięść mojego Alfy wystartowała w górę i wylądowała na twarzy zaskoczonego mężczyzny. Odsunęłam się zszokowana, przykładając dłonie do ust.
- Połóż na niej jeszcze raz łapy, a je stracisz. Warknął Rin w stronę tego gościa.
Oboje przybliżyli się do siebie i słyszałam już warkot z ich gardeł. Zaraz będą tu sfory, szykuję się krwawa jatka!- Pomyślałam zszokowana i podbiegłam do Rina. Moje dłonie wciąż były w srebrze, więc dotknięcie go było złym pomysłem. Srebro ślizgało sie na spoconych palcach, więc szybko usunęłam biżuterię i schowałam ją w kieszeni spodni. Dłonie położyłam na jego ramionach.
- Wystarczy Rin, proszę. Załkałam próbując popchnąć go w kierunku jego samochodu.
Tain stał już przy jego boku groźnie szczerząc zęby, które lada moment mogły zamienić się w kły. Rin popatrzył na przyjaciela nieprzytomnym wzrokiem.
- Zabierz wszystkich do domów. Polecił Becie i spojrzał na mnie.
Musiałam wykorzystać okazję i spróbować, pociągnąć go do auta.
Ruszył za mną, choć tak naprawdę szedł przede mną. Ze wściekłością otworzył drzwi i równie szybko i mocno je zamknął.
Usiadłam na przednim siedzeniu i przypięłam pas, a następnie schowałam twarz w dłonie.
Ta cała agresja, przemoc to naprawdę nie była moja bajka. A Rin, mój delikatny i czuły Rin, już nie raz dowiódł, że lubi wyładowywać emocję na niewinnych nieznajomych. Czego się spodziewałam? Przecież był wilkołakiem, w dodatku alfą, przemoc i gwałtowność miał w krwi.
Spojrzałam na jego dłonie, ciasno obejmujące kierownicę, nie miałam odwagi podnieść oczu na jego twarz.
- Chciałem być Kurwa delikatny, ale nie wyszło. Powiedział wściekle, nie patrząc na mnie. - To wilkołaki Ele, nie zdobędziesz ich szacunku uprzejmością do cholery! Jeśli masz być moją alfą musisz...
Nie dałam mu skończyć.- Bo nie chcę! Spytałeś mnie kiedykolwiek czy chcę?! Nie bo Cię to nie obchodzi! Wydarłam się tak, że dźwięk odbił się od szyb samochodu.
Samochód zatrzymał się gwałtownie, tak że zarzuciło mną na przednią szybę, a pasy boleśnie wbiły się w ramie.
- Bo jesteś rozpuszczonym dzieckiem, które drwi sobie z własnej tradycji. Warknął i wyszedł mocno trzaskając drzwiami.
Nie wiem skąd u mnie taki gniew, ale nie pozostawałam mu dłużna. Jak prawdziwa wilczyca wybiegłam za nim, nie kontrolowałam wypowiadanych przez siebie słów. A może kontrolowałam, może właśnie je chciałam powiedzieć?
- Ja jestem rozpuszczona? Ty Kretynie! Krzyknęłam podchodząc bliżej i dźwigając go palcem w klatkę piersiową.
- Jesteś cudownym dzieckiem, wspaniałej rodziny. Mamusia i tatuś zadbali bym taki był! Gówno mnie obchodzi zdanie innych, najwyżej wyskoczę na nich z pięściami. Przedrzeźniałam go idiotycznym głosem.
Wokół było ciemno, a prócz naszych głosów ciszę mąciły tylko przejeżdżające samochody. W mroku błyszczały jego wilcze oczy.
- Nie wstydzę się swojej wilczej skóry! Krzyknął płosząc wszystkie zwierzęta przy szosie.
- Nic o mnie nie wiesz!
- Wiem o tobie wszystko! Jesteś połową mojej duszy!
- Chcesz mnie taką jaką mnie widzisz, nie taka jaką jestem!
- Bo ty nie wiesz jaka jesteś!
Moje ręce zaczęły bezwładnie uderzać o jego tors. W jakby szale, nie celując, wkładając w każde uderzenie jak najwięcej siły.
- I nadal nie uważasz się na wilka? Spytał głosem od którego cierpła skóra.
Pokiwałam głową, wciąż mocno zaciskając zęby.
- Uderzyłaś mnie, bo Cię zdenerwowałem. Poszłaś na noże z Tar i stoisz tu nie mogąc oderwać ode mnie wzroku, ale nadal uparcie twierdzisz, że nie ma w tobie ani krzty wilka?
- Nienawidzę Cie!
Znalazł się przy mnie tak szybko, że zdążyłam tylko wypuścić powietrze z płuc. Z pasją wbił się w moje usta, ani przez chwilę się nie wahałam, aby oddać pocałunek. Moje palce samoistnie zacisnęły się na jego włosach, jego mocno przyciskały moją talię do karoserii samochodu. Chciałam czuć jego skórę na sobie, chciałam, żeby ten pocałunek nigdy się nie skończył. Jego wielkie dłonie ślizgały się z mojej tali na biodra, moje błądziły w jego włosach i badały twarz. Stanowczo za szybko się ode mnie odsunął, stojąc wciąż bardzo blisko mnie i patrząc z góry.
- Czujesz do mnie dokładnie to co ja do Ciebie, gdybyś nie odmawiała sobie bycia wilkiem, poczułabyś to z taką samą siłą jak ja.
Chłonęłam jego słowa, wciąż ciężko dysząc po pocałunku.
- I nigdy więcej, nie mów, że mnie nienawidzisz.
***
Rin
Czułem jej ciało tuż przy moim, czułem jej oddech na swojej twarzy. Jeśli wcześniej było jej zimno, to na pewno już nie teraz. Ona nie wiedziała tego co ja, nie mogła tego poczuć. Kochałem ją od zawsze i będę na zawsze, mam to we krwi. Ubóstwiam każdą jej wadę, nikt nigdy nie będzie w stanie zaakceptować jej tak jak ja. Jeśli ją zranię, będę cierpiał bardziej niż ona, ale jeśli to jedyny sposób? Stoi tu przy mnie i jest tak, kurwa powalająco bezbronna, gdyby tylko dała sobie pomóc. Słyszałem dudnienie jej serca, tak blisko mojego, że to aż niewiarygodne. Jeden wielki żart, znaleźć w końcu dziewczynę o której zawsze się śni, by dowiedzieć się, że nie ma ochoty być wilkiem. Jak mogła powiedzieć, że mnie nienawidzi? Jak coś takiego mogło przejść przez jej usta? Przymus by ją pocałować był nie do przeskoczenia. Moje usta ocierały się o niej, moje zęby przygryzały jej wargi. Czułem na języku smak jej ust. Całowałem w życiu wiele dziewczyn i to nigdy nie było takim przeżyciem. Czułem ją pomiędzy swoimi dłońmi, czy może być coś lepszego?
Moje palce odnalazły brzeg jej bluzki, ciepło jej skóry... nie potrafię tego opisać.
Czułem jak zadrżała, zawsze miałem zimne dłonie. Nie chciałem jej przestraszyć, zawsze mogłem zapomnieć jak delikatna jest, przygładziłem rękoma spód jej bluzki i oddaliłem się od niej na kilka centymetrów, opierając dłonie na samochodzie za jej plecami. Musiałem się odsunąć, musiałem bo powiedziałbym coś czego by się przestraszyła.
- Wsiadajmy. Powiedziałem cicho i naprawdę nie rozpoznawałem swojego głosu.
Nie poruszyła się, gapiła się na mnie tymi zmienionymi oczami. Muszę znów zobaczyć ich prawdziwy kolor.
Skierowałem się powoli do drzwi od strony pasażera i otworzyłem je dla niej, poczekałem jak wsiądzie i zacisnąłem dłonie. Musiałem wziąć głęboki wdech, żeby się uspokoić, nim wsiadłem. Czekała nas jeszcze długa droga.
***
Ele
Obudził mnie dotyk dłoni na policzku. Była zimna i nie musiałam otwierać oczu, by wiedzieć do kogo należy.
Jak to możliwe, że ktoś tak czuły i opiekuńczy, raz na miesiąc zamienia się w bestię? Jak to możliwe, że ktoś tak idealny, tak bardzo mój, nie może należeć do mnie. Nie będziemy razem, jeśli nie będę wilkołakiem, to pewne, w końcu znudzi mu się znoszenie moich fochów. Nie mogę być wilkiem, nie po tym wszystkim.
- Nie tego się spodziewałeś, kiedy tu przyjechałeś prawda? Spytałam odrobinę sennie.
Rin wywrócił oczami. - Daj już spokój. Powiedział zmęczonym głosem.
- Odpowiedz.
Rin wyłączył radio i spojrzał na mnie przelotnie. - Wiesz, że pamiętam twoją mamę?
Ktoś wkroczył w mój temat tabu.
- Nie chcę o niej rozmawiać.
- Dlaczego? Drążył.
- Ja jej nie pamiętam.
To była prawda, Madea wciąż o niej opowiada, ale ja nie mam o niej wspomnień, o nie i o nim. Straciłam oboje rodziców, ale nie tęsknie za nimi, nawet ich nie pamiętam. Rozczarowujące co?
- Każdy zna jej imię. To bohaterka. Powiedział a w jego głosie słyszałam podziw, jak u dzieciaka opowiadającego o piłkarzu.
- Zostawić dziecko w kołysce i pójść na pewną śmierć, to takie bohaterskie. Zakpiłam.
Gdybym mogła teraz zobaczyć matkę, chyba bym odmówiła. Wszyscy powtarzają jaka to była dzielna i wspaniała, pewnie przewraca się w grobie na mój widok.
Córka bohaterów-nieudacznica. Pytasz dlaczego nie chodzę na zebrania rady? Dlaczego nie odpowiedziałam na żadne zaproszenie? Masz kolejny powód.
- Uratowali dwie sfory przed atakiem dzikich. Rin był zdziwiony moimi słowami, czego oczekiwał? Myślał, że oczy zabłysną mi na wspomnienie mamusi i tatusia? Naglę, zapragnę być lepszym wilkołakiem?
- Godne podziwu. Mruknęłam z rezygnacją.
- Dlaczego nagle stałaś się taka zgorzkniała?
Nie odpowiedziałam, może miał rację.
Kilka minut ciszy dalej staliśmy już przed jego domem. Wysiadłam z range rovera i pewnie podeszłam do drzwi, czekając by je otworzył. Wszystkie emocje z tego wieczora, wyparowały ze mnie pozostawiając po sobie pustą skorupę. Spojrzałam na niebo. Jutro pełnia.
Pierwszy raz kawałek perspektywy Rina, co sądzicie? Eksperyment się udał?
swietnie piszesz czekam na ciag dalszz ;)
OdpowiedzUsuńczekam na kolejna :*
OdpowiedzUsuńtak udał sie fajnie to wygląda też z jego persperktywy czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńpisz jak najszybciej kolejną ;*
OdpowiedzUsuń