czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 9

Rozdział 9
Idiotka







-Powiedziałeś jej? Zapytał Tain siadając na podłodze przed łóżkiem. Alfa leżał na łóżku, jedną ręką manewrując przy mojej tali. Czułam się trochę niezręcznie, gdyby była tu Tarpei, uciekłabym. 
Rin mruknął coś i zmienił pozycję, kładąc głowę na moich kolanach. 
- Idziemy do klubu. 
- Idziecie. Powiedziałam powoli poprawiając go. 
Nie chodzę do klubów i nikt nie będzie mi mówił co mam robić. 
Rin podniósł się i zarzucił mi ręce na szyję. 
- Przestań chcę Ciebie tam. Wymruczał mi w kark.
- Hej Szczeniaku nie spinaj się, będzie spoko. Dodał Tain i wstał. - Idę na twojego kompa. Rzucił do Rina i wyszedł.  
- Nie wpuszczą mnie nie mam osiemnastu lat. Udało mi się znaleść wymówkę. 
- Wpuszczą ze mną. Klub należy do rodziny. Puścił mnie, więc usiadłam na drugim końcu kanapy.  No super.
- Odwieź mnie do domu, chcę się przygotować. Oznajmiłam ozięble. 
- Jesteś niezadowolona. 
- Bystrzacha. 
Uśmiechnął się ukazując prawie wszystkie mocne zęby. 
- Jest jeszcze dużo czasu, obejrzymy coś?
- Nie. 
Chłopak westchnął sfrustrowany i przejechał dłonią po twarzy.
- Dobra. Rzucił rozdrażniony i odwiózł mnie do domu. 
Wracałam do niedużego budynku i cicho otwieram drzwi, jednak MAdea i tak mnie zauważa. 
- Powinnaś być teraz w księgarni. Informuje mnie swoim trującym głosem. 
No tak piątek, na śmierć zapomniałam. Biorę więc tylko jabłko i wybiegam. 
Madea sprzedaje w swojej księgarni, książki o różnych ziołach i mitycznych rytuałach. Mamy niewielu klientów, ale zawsze znajdzie się tam dla mnie praca.  Wbiegłam do pomieszczenia zdyszana i potargana, kiwam głową sprzedającemu książki chłopakowi i idę na zaplecze. Książki leżą w pudłach, a dodatki takie jak breloczki i zakładki znajdują się w niedużych składach szczelnie spakowanych taśmą.  Wyciągnęłam kilka książek i ponaklejałam na nie ceny, włożyłam słuchawki, więc praca mi nie ciążyła.  Po kilku godzinach i niezliczonej ilości cen przytwierdzonych do okładek mój telefon zabrzęczał. 
~Rin~
Coo robisz ?
~ja~
Pracuje

Po kilku sekundach telefon zadzwonił. Rin oczywiście chciał wiedzieć, gdzie i jak długo. Czasem bywał dość zaborczy, jednak nie przeszkadzało mi to bardzo. 
Przyszła pora na breloczki, zabrałam nożyk i karton i udałam się do lady. 
- Zapomniałaś okularów?  Zapytał przyjaźnie Lugh. 
Chłopak miał góra dwadzieścia lat i był naprawdę sympatyczny. 
- Tak jakby. Mruknęłam walcząc z taśmą, przycisnęłam je z całej siły. Ostrze przeszło przez taśmę i karton i zatrzymało się w moich palcach. 
Syknęłam z bólu i szybko zabrałam rękę, żeby krew nie poplamiła artykułów przeznaczonych do sprzedaży. Lu zjawił się szybko ze szmatką i przytknął ją do moich krwawiących palców. 
Chciałam zabrać dłoń, ale trzymał dość mocno, lekko się przelękłam, rany mogą się zbyt szybko zagoić, a to zrobiło na chłopaku wrażenie. Mógłby nabrać podejrzeń, jest dość bystry. 
Nagle i muszę przyznać, że ma talent zjawiania się w nieodpowiedniej chwili, przybył Rin. Wkroczył do księgarni i natychmiast znalazł się przy mnie. Zmierzył Lugh'a wrogim spojrzeniem. 
- Co się stało? Czuje krew. 
- Czujesz? Zdziwił się Lu nie puszczając moich palców. 
- To taki slang. Powiedziałam szybko. 
- Kim ty właściwie jesteś? Zainteresował się pracownik Księgarni. 
Rin cały się najeżył zabierając moją dłoń z uścisku Lu. 
- Jej chłopakiem. 
Lu wycofał się wzruszając ramionami, posłałam mu przepraszające spojrzenie. 
Poczułam się niezręcznie i cudownie jednocześnie. 
- To nic. Mruknęłam do Rina i zaciągnęłam go w stronę zaplecza. Odkręciłam kurek z zimną wodą w umywalnie i włożyłam pod niego zranione palce. Trochę piekło. 
- Co tu robisz Rin? Zapytałam cicho. 
- Chciałem zrobić Ci niespodziankę. Kto to był?
- Lugh jest pracownikiem mojej ciotki. Jest miły zaniepokoił się tym skaleczeniem. Powiedziałam wyjmując ręce z wody i owijając papierowym ręcznikiem. 
- Niech Cię więcej nie dotyka. 
Westchnęłam głośno. 
- Nie zachowuj się jak dzieciak. Nawet nie jesteśmy przyjaciółmi. Warknęłam na niego. 
Przybliżył się do mnie i oparł o siebie nasze czoła. 
- Kiedy kończysz? 
Zerknęłam na srebrny zegarek na moim nadgarstku. 
- Już. 
Uśmiechnął się i musnął moje usta swoimi, przybliżyłam się bardziej nie chcąc przerywać dotyku. Uśmiechnął się w moje usta i pogłębił pocałunek. Stałam na palcach trzymając nie krwawiące już ręce za plecami. Rin oparł mnie o regał z pudłami i wyjął moje dłonie zza pleców, przyciskając je do pudeł.  
Chciałam powiedzieć mu, że prawie go nie znam, że nie podobało mi się jak zachował się w stosunku do Lugha, ale czy to miało jakikolwiek sens w tej chwili?
Zamruczał mi w usta i pociągnął zębami dolną wargę. 
- Możemy już iść. Powiedziałam cicho odsuwając się od niego.
Zaśmiał się cicho i objął mnie w tali. Gdy wychodziliśmy z księgarni posłał Lu takie spojrzenie, że miałam ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło.  
Chłopak odwiózł mnie do domu i zaproponował, że na mnie poczeka, ale nie byłam przekonana. Nie chciałam, żeby był świadkiem mojej scysji z ciotką. 
- To nie jest najlepszy pomysł. Wymamrotałam czując zażenowanie. 
- Nie chcesz mnie tam? Zadziwiające jak szybko potrafił odgadywać moje myśli. 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, żeby go nie zranić, ani nie oszukać. 
- Przyjadę przed dziesiątą. Rzucił i odjechał. 
Wzięłam głęboki wdech i poszłam pod prysznic. 
Przygotowania zajęły mi dużo czasu. Dokładnie wyczesałam i ułożyłam włosy. Postarałam się o makijaż i długo wybierałam ciuchy, gdy byłam już gotowa, zerknęłam na zegarek. 
Trzy nieodebrane połączenia i kilka minut po dziesiątej. Zabrałam torebkę i zbiegłam po schodach, błagając każdego znanego boga o niespotkanie Madei.  I o dziwo moje modlitwy zostały wysłuchane, gdyż przy drzwiach usłyszałam chrapanie ciotki. Wybiegłam z domu i jak burza wpadłam do Range Rovera Rina. Alfa wygłosił niemałą tyradę o odbieraniu telefonu, ale nie słuchałam go.  Spojrzałam na Tarpei, wyglądała jak chodzący seks. Jej ciemne włosy połyskiwały lekko nastroszone, czerwone i pełne usta były lekko wydęte.  Była ubrana w krótką skórzaną, tak skórzaną sukienkę  i wielkie szpilki.  Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok, a tak się stroiłam. Przy niej wyglądałam jak szara mysz. Miałam obcisłe czarne rurki i elegancki odsłaniający więcej top. Do tego baleriny i tonę biżuterii.  Nie chciałam patrzeć na Lukrecję, ale mój wzrok jakby mnie nie słyszał.  Blondynka miała zwiewną czerwoną sukienkę i botki z ćwiekami, wyglądała jak  marzenie. Zrobiło mi się niedobrze i poczułam jak pocą mi się dłonie, jak mogłam czuć się dobrze w takim towarzystwie? W dodatku chłopaki mogli wyrwać każdą dziewczynę  nawet nie spojrzeliby na mnie, gdybym nie urodziła się tym kim jestem.  Nawet kręcone lokówką włosy wydawały mi się brzydkie, palił mnie wstyd. Czułam się jak idiotka, jak bury kot z kokardą przy persach.  
Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, ale nie patrzyłam przed siebie, wzrok miałam utkwiony w bocznej szybie. 
- Wyglądasz słodko. Szepnął Rin rozwiewając lekko moje włosy, swoim gorącym oddechem. 
No tak Tar wygląda jak bogini seksu, Lukrecja jak afrodyta, a ja słodko. Wyglądam słooodko. 
Super, cudownie.  Czym sobie na to zasłużyłam. 
- Tar! Widać Ci majtki. Zaśmiał się głupkowato rudy Han. 
- To przyjrzyj się dokładnie, to jedyne damskie majtki, które zobaczysz w życiu. Odpowiedziała zaczepnie dziewczyna i cały samochód buchnął śmiechem. Nawet ja zachichotałam mimowolnie. Jechaliśmy około dwóch godzin, a tych dwoje sprzecząło się nieustannie.
Han mimo swoich rudych włosów wyglądał jak model reklamy męskich perfum. W dodatku jego piegi były urocze. 
Samochód zatrzymał się i wygramoliłam się z jego rozgrzanego wnętrza. 
Zaskoczona stwierdziłam, że Rin nie objął mnie ramieniem jak zwykle. W jego zastępstwie pojawił się Tain. 
- Co jest Szczeniaku? Zapytał ze swoim przyjaznym uśmiechem. 
Mruknęłam coś i wymusiłam na sobie uśmiech. 
Bez problemu dostaliśmy się do zatłoczonego klubu. W środku panował zaduch, sztuczny dych i ten od papierosów stwarzał mglistą atmosferę. Wszędzie krążyły spocone ciała. 
Tain musiał mnie trzymać, żeby nie porwał mnie wir niemal gołych ciał.  Usiedliśmy na kanapach w rogu sali. Muzyka dudniła a Rina, nigdzie nie było widać. 
Wkrótce Han przyniósł nam po drinku, a atmosfera robiła sie luźniejsza. 
- Idę uderzyć w parkiet. Oświadczyła Tarpei i chwyciła Taina za ręce. - Nie zostawisz damy w opałach? Zapytała zalotnie mrugając oczami. 
Skupiłam uwagę na blond parze. Zwykle Lan i Lukrecja okazywali sobie dużo czułości, jednak w miejscu publicznym było inaczej. Wal strzelał oczami na boki, a gdy wstał i udał się w kierunku baru i siedzących przy nim dziewczyn, twarz Lukrecji wyrażała wystudiowaną  obojętność.  Nie jestem na tyle głupia by nie zauważyć jak męczy ją obecna sytuacja, pilnowała się, ale widziałam jak śledzi ruchy Lana Wala. 
Zostałam przy stole z Lukrecją i nie czułam się komfortowo, nie było Rina, a to on w końcu mnie tu zaciągnął.  Rozejrzałam się dyskretnie w poszukiwaniu mocnej sylwetki i grzywy ciemnych włosów. 
- Rin jest na tyłach rozmawia ze swoim kuzynem. Odezwała się jakby ze znudzeniem dziewczyna, sącząc leniwie swój kolorowy drink. 
- Nie chciałam tu przychodzić. Powiedziałam szybko, jakby usprawiedliwiając się. 
- Ja też nie. Odpowiedziała blondi swoim słodkim głosem. - Ja nawet nie lubię tańczyć. 
Wypiłam jednym duszkiem zawartość  kieliszka i sięgnęłam po szkło Taina, które też wypiłam.  Po dwóch piosenkach pojawił się zdyszany Tain, wyciągnął mnie na parkiet. Zabawne, że pojawiał się zawsze wtedy gdy go potrzebowałam. Znamy się kilka tygodni, a ja czuję jakby był moim przyjacielem od zawsze. 
Na parkiecie był duszno, ludzie wili się w spazmatycznych ruchach. Drinki uderzyły mi do głowy i nie przeszkadzał mi nawet nieprzyjemny zapach ludzkiego potu. Mięśniak nie tańczył dobrze, ale ja też nie jestem urodzoną tancerką, mimo to dobrze się razem bawiliśmy. Zapomniałam o wkurzającym alfie, o sukowatej Tar. A co ważniejsze zapomniałam o ciotce. Liczyło się tylko wirowanie w rytm głośnej muzyki. Po kilku piosenkach zdecydowaliśmy się wrócić. Porozumieliśmy się kilkoma skinięciami głową. Tain zaoferował, że przyniesie coś do picia, a ja zgodziłam się z ulgą.  Idąc w stronę skórzanych kanap byłam zadyszana, a czoło rosił mi pot. To było jednak przyjemne zmęczenie. Gdy przecisnęłam się przez największy tłum i dostrzegłam sforę, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to spojrzenie Rin. Alfa siedział na jednej z kanap sam w dłoni trzymał szklankę z colą. Mam nadzieje, że bez żadnych procentów, bo nie miałby kto nas odwieść. Jego wzrok przesuwał się po mnie uważnie lustrując każdy centymetr mnie. Jestem pewna, że widział jak wygłupiam się z jego betą, nie wiem czy mi z tym dobrze, czy źle. Obok Tar siedział nieznany mi chłopak. Miał może z dwadzieścia pięć lat i był po wilkołaczemu przystojny. Gdy zbliżyłam się do nich, bardzo powoli trzeba przyznać, obaj wstali. Rin podszedł do mnie i jego dłoń natychmiast odnalazła moją talię. Pocałował mój policzek i wyszczerzył się. 
- To jest moja Ele. Powiedział jakby chwalił się nowym samochodem, a nie przedstawiał człowieka. 
- Elesmera. Powiedziałam wyciągając dłoń.
- Jestem Frejr. Opowiedział mężczyzna ujmując moją dłoń. - Jak to się stało, że nie widziałem Cię na żadnym zgromadzeniu? Spytał gdy siadałam.- Nie było mnie tam. Rzuciłam jakby od niechcenia. 
Rin położył głowę na moim ramieniu i pocałował lekko skórę. Natychmiast go odsunęłam. 
Mruknął coś niezadowolony a jego gość wybuchnął śmiechem. 
Zjawił się się Tain z drinkami. Zestresowana wypiłam duży łyk. Zwróciłam uwagę na szklankę Rina,  unosił się z niej silny zapach alkoholu. 
- Pijesz? Spytałam z niedowierzaniem. 
- Tak? Zapytał zdezorientowany pocierając ręką miejsce bliżej siebie. 
Pokręciłam głową, świetnie jak teraz wrócimy?
- Całkiem niedawno trafiliśmy na obcego wilka, myślisz, ze to jeden z wyklętych ? Zapytał Rin swojego kuzyna. 
Czytałam o wyklętych to wilki bez rodów, których rodziny dopuściły się strasznych czynów, tworzą własne watahy, ale są na wymarciu, przez to, że nie podlegają radzie. Każdy szanujący się wilk ma obowiązek z nimi walczyć. 
- Całkiem możliwe, nikt z naszych raczej by nie pojawił się na twoim terenie, a już szczególnie nie atakowałby.  
- Trochę mnie to martwi. Stwierdził Rin zerkając na mnie. 
Wiedziałam, ze chciałby, abym siedziała bliżej, ale nie chcę, żeby na zbyt wiele sobie pozwalał. 
- Kogo zaatakował? Drążył Frejr, opierając łokcie na stoliku. 
- Ele, całe szczęście, że Tain był niedaleko. 
Może mi się wydawało, w końcu w głowie bardzo mi szumiało, a ciało było dziwnie rozchwiane, ale Tarpei skrzywiła się. No tak wolałaby, żeby to coś zjadło mnie. 
Kuzyn Rina położył ręce płasko na stoliku, tak że mogłam zobaczyć jego przedramiona. Krzyknęłam zaskoczona, były pokryte świeżymi śladami pazurów. 
Frejr wydawał się rozbawiony moją reakcją. 
- Moja dziewczyna nie lubi gdy późno wracam. Wyjaśnił śmiejąc się gardłowo. 
Rin i Tarpei wydali z siebie głośne wycie i śmiech, nawet Tain wydawał się rozbawiony. 
- Musiałeś wrócić bardzo późno.  Skomentowałam i zajrzałam do kieliszka. Po  chwili konsternacji pociągnęłam łyk. 
- Miśka jest trochę nerwowa. Wyjaśnił Rin i przysunął mnie do siebie chwytając za szlufkę spodni. Ma szczęście, że jej nie porwał. Nie chcąc mnie zdenerwować nie objął mnie ramieniem, ale stykały się nasze ramiona i uda. 
- Nie przeszkadza Ci to? Nie musiałam podtrzymywać tematu, naprawdę chciałam wiedzieć. 
Chłopak przysunął się do mnie i skinął bym nachyliła się lekko. 
- Lubie gdy to robi. Szepnął i zaśmiał się. 
Odsunęłam się z niepewnym uśmiechem. Policzki paliły mnie nie tylko od alkoholu i temperatury panującej w pomieszczeniu. 
- Nudzę się. Burknęła Tarpei i podniosła swoją ledwo zakrytą sylwetkę z kanapy. 
Nie minęło pięć minut, a dostrzegłam ją namiętnie całująca jakiegoś chłopaka. Mów co chcesz, ale dziewczyna ma lekkie obyczaje.  Może wszystkie wilkołaki mają takie? Pomyślałam chwilę później patrząc na Lana wychodzącego z damskiej toalety z jakąś rudą dziewczyna. Stawiamy na instynkt tak? Poczułam się jak kamerzysta w filmie porno. 
Chciałam, żeby ramie Rina objęło moje ramiona, chciałam patrzeć na niego, a nie tych wszystkich ludzi, zachowujących się jakby trwało jedno wielkie tarło. Myślę, że alkohol mnie ośmielił bo narzuciłam jego ramię na siebie. Chłopak uśmiechnął się i schował głowę w moich włosach, mrucząc cicho. Jest wilkiem czy kotem?
- Przykro mi, ale muszę wracać do interesów, mam nadzieję, że już niedługo znowu się spotkamy tajemnicza Elesmero. Puścił do mnie oczko. 
Rin pocałował lekko, rozgrzaną skórę mojego karku. Naglę, zupełnie bez ostrzeżenia zacisnął delikatnie zęby na mojej szyi, robił to powoli, bo wciąż musiał uważać na zdobiące moją skórę srebro. Czułam jak rozszerzają mi się oczy. 
- Czy ty właśnie mnie ugryzłeś? 
Rin uśmiechnął się niewinnie ukazując rządek lekko krzywych, ale uroczych zębów. 
- Lekko. Odpowiedział. 
Jego uśmiech był specyficzny, zawszę unosił mocniej prawy kącik ust. Nawet przyjazny, albo zaskoczony uśmiech, wyglądał w jego wydaniu odrobinę szyderczo. 
- Nie rób tego. Skarciłam go cicho. 
Zachichotał i przybliżył usta do mojego ucha.- Nie podobało Ci się?
Czułam jak robię się czerwona jak pomidor. 
- Tu jest pełno ludzi. Wyszeptałam niezdecydowanym głosem. 
Rin uśmiechnął się z wyższością i odsunął na długość ramienia. - Jak sobie chcesz. 
Choć muzyka nieustannie huczała, a kolory odbijały się od parkietu i naszych twarzy, zrobiłam się senna.  Nie powinnam spać w klubie nie? Wstałam z miękkiej i wygodnej kanapy i ruszyłam w kierunku parkietu, ignorując pytające spojrzenie alfy. Stanęłam ja najbliżej krawędzi ruchomej masy ciał, a szybko zostałam wciągnięta w samo epicentrum huraganu. 
Kolebałam, lekko poruszając biodrami i rozglądnęłam się za członkami sfory. Tarpei była w swoim żywiole. Prowokująco wymachiwała biodrami i ocierała się o nieznanych mi klubowiczów, którzy wręcz ślinili się na jej widok. 
Postarałam się uciec jak najdalej od niej, nie robiła dobrze mojemu poczuciu własnej wartości. Wkrótce odegnałam sen, zawzięcie imitując taniec obecnych w klubie ludzi. Nie zwracałam uwagi na mijających, czy nawet dotykających mnie nastolatków, i nie tylko, dopóki ktoś nie syknął głośno, mijając mnie. 
- Zabierz te srebro suko. 
Moje serce zaczęło bić głośniej i mocniej niż kiedykolwiek. Odwróciłam się w kierunku kanap, ale tłum przesłaniał mi widok. Rin nie mógł mnie zobaczyć, tak jak ja nie widziałam jego. 
Zaczęłam w panice przemieszczać się w stronę, w której jak przypuszczałam znajdę ratunek i towarzystwo alfy. Myliłam się jednak, byłam w całkiem innej część lokalu.  Przez taniec i buzujący w moich żyłach alkohol, całkiem straciłam poczucie orientacji.  Nie przyjrzałam się obcemu wilkowi, ale czułam jego zapach, gdzieś blisko. Istnieje szansa, że nie zwrócił uwagi na moje wilkołacze cechy, w końcu byłam wyblakłym wilkiem. W tamtej chwili pragnęłam tylko być zwykłym człowiekiem, bez dodatku dzikiej krwi.  Poruszałam się jak w amoku, przyglądający się mi ludzie mogli wziąć mnie za ćpunkę. Nawet nie zauważyłam  ze wpadam na Tar, dopóki nie zacisnęła swoich mocnych rąk na moim ramieniu. 
- Co jest?! Warknęła próbując przekrzyczeć muzykę. 
Odkrzyknęłam, ale nie usłyszała mnie, wiec pociągnęłam mnie za sobą w stronę ściany. 
- Tu jest inny wilk. Pisnęłam, gdy znalazłyśmy się w bardziej ustronnym i cichym miejscu. 
Spojrzała na mnie uważniej, jakby sprawdzała czy mówi poważnie i wybuchnęłam śmiechem. 
Okropnym szyderczym i głośnym śmiechem, nienawidzę jej. 
- To klub Frejra, jest neutralny i bawi się tu pełno wilków. Wyjaśniła mi, wciąż się zaśmiewając. 
Chciałam wyrwać rękę z jej uścisku, ale tylko mocniej mnie przytrzymała. Brutalnie ciągnęłam mnie w nieznanym mi kierunku. Przez myśl przeszło mi, że coś mi zrobi i serce podeszło mi do gardła.
Odetchnęłam z ulgą widząc Rina rozłożonego na kanapie. Tar zarzuciła mną w jego stronę, tak, że prawie wylądowałam na stoliku. 
- Pilnuj swojej małej zguby. Prychnęła z wyższością. 
Czułam się jak idiotka. Poniżona idiotka. 

5 komentarzy: