Rozdział 11
Dobre złego początki
- Zamienisz się w bestię i będziesz wył do księżyca? Zapytała mnie nieprzytomnym głosem.
To wszystko do siebie nie pasowało. Leżała obok mnie i czułem jej ramie obok mnie, ale jej głos w ogóle nie pasował do sytuacji.
- Ekhm.. a potem zjem trochę dziewic i obudzę się brodząc w krwi. Odpowiedziałem tak cichym głosem, jak jej własny.
Leżeliśmy na moim łóżku i byłoby nam wygodniej, gdybym ją przytulił. Mnie byłoby dużo wygodniej, ale nie chciałem jej przestraszyć.
- Z tymi dziewicami to przesadziłeś.
Łóżko zatrzęsło się od mojego chichotu, jej nastoje zmieniają się z szybkością huraganu.
Z jednej strony, jej bliskość to męczarnia. Czuję jej zapach i ciepło skóry, słyszę najdrobniejsze niuanse jej głosu. A nie mogę jej skosztować, nie mogę jej mieć tak blisko jakbym chciał. Pachnie tak kusząco, jak ciepły chleb i papryczki chilli i jednocześnie tak świeżo Nie potrafię tego określić, nikt nie pachnie tak jak ona, gdyby nie te ohydne maskujące ją perfumy, chybabym oszalał.
- Czy to boli? Jej głos był teraz napięty, niemal instynktownie złapałem za jej dłoń.
Moja zimno skóra, w kontraście z jej ciepłą, tworzyła idealną mieszankę.
- Mnie? Nie, to dzieję się szybko.
Przemiana to coś co kocham. Robię to tak szybko, że nie czuję bólu. To tak jakbym wciąż nosił za ciasne ciuchy i w końcu mógł je zdjąć. Jakbym wciąż był lekko spragniony i mógł się napić, krystalicznej wody, takiej z wysokiej, oszronionej szklanki. To tak jakbym smażył się długo na słońcu i nagle wbiegł do jeziora, na początku jest szok, a później przychodzi odprężenie.
- To jest jak głęboki wdech po nurkowaniu. Dodałem, starając się to najlepiej zobrazować.
Wbrew pozorom nie chciałem jej teraz przekonywać. To była nasza idealna chwila.
Odwróciła się do mnie i wtuliła twarz w mój bok, obejmując mnie jedną ręką.
Natychmiast otoczyłem ją ramionami i mocno przytuliłem, to było cudowne uczucie. Idealne, idylliczne, surrealistyczne.
Czy mógłbym jej nie kochać? Czy jest coś w niej co nie zasługuję na moja miłość? Nic, absolutnie. Czasem ma ochotę na nią nakrzyczeć, tak wstrząsnąć nią, ale oczywiście tego nie robię. Zawsze w takich chwilach wyobrażam sobie jej oczy, przestraszone i wpatrzone we mnie. Ele podniosła się lekko i uśmiechnęła sennie.
- Dasz mi jakieś ciuchy do przebrania?
Kiwnąłem głową i wstałem, nie żebym o tym myślał, ale od dawna miałem wszystko przygotowane. Podałem jej moją bluzkę z długim rękawem, której nie noszę od czasu, gdy się w nią nie mieszczę No może mieszczę, ale jest obcisła i wyglądam jak pedał. Do pary podałem jej krótkie spodenki. - Pod zlewem jest różowa, nowa szczoteczka.
Uśmiechnęła się przebiegle i westchnęła.- Czy ty to przewidziałeś? Zapytała podejrzliwie.
Zbyłem ją uśmiechem i sam się przebrałem. Czy to przewidziałem, ha ja to ukartowałem kotku.
Obudziłam się bo byłam przygnieciona. Rin rozłożył się prawie na całym łóżku, przytrzymywał mnie ręką i oplatał jedną nogą. Było mi ciężko i nie mogłam się ruszyć, a poza tym już się wyspałam. Zepchnęłam kończyny alfy, z siebie i odwróciłam się do niego twarzą. Miał zaspane oczy, ale mimo to wyglądał jakby czujnie mi się przyglądał.
- Zamieszkaj ze mną. Powiedział swoim zachrypniętym i lekceważącym głosem.
Zaśmiałam się cicho.
- Nie mam nawet osiemnastki. Powiedziałam śmiejąc się, ale zrobiło mi się tak ciepło.
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo wolałabym mieszać z tobą-pomyślałam.
- Nie masz kontaktów, ani okularów. Nie masz srebra. Wyliczył z wilczym uśmiechem.- Wyglądasz niesamowicie.
Pokazałam mu cieniutki wisiorek na swojej szyi-naprawdę myślał, że odstawiłam srebro? Nigdy w życiu wilczku.
- Nie zakładaj więcej kontaktów. Poprosił mnie zachrypniętym głosem.
Pokręciłam głową.
- Lubie je. Skłamałam, nie da się ich lubić, uwierz mi.
Westchnął ostentacyjnie i podniósł się z łóżka. Mięśnie napinały się pod jego luźną bokserką, nie mogłam oderwać wzroku, chciałam ich dotknąć.
- Zrobię nam śniadanie. Powiedział czochrając swoje włosy. - Wegetariańskie, ta? Upewnił się.
Gdy już się ogarnęłam i zjedliśmy śniadanie, do jego domu wpadł Han. Jego rude włosy były rozwiane, a głupkowaty uśmiech nie schodził z ust.
- Co tam Terminator? Zapytał patrząc na mnie.
Terminator, serio? Czułam jak lewa brew mi się unosi.
- Wczoraj pokazałaś klasę. Wyjaśnił mi z miną idioty.
- Powinno sie was izolować., Mruknęłam z pogardą, ten koleś zaczynał mi działaś na nerwy.
- Mam pomysł, może park narodowy? Mamy chyba z trzydzieści parków, zrobimy sobie rezerwaty, jak dla Indian.
Przełożyłam nogi przez oparcie fotela. - Dwadzieścia trzy. Rzuciłam nawet na niego nie patrząc.
- Co? Zapytał zupełnie niezorientowany.
- Mamy dwadzieścia trzy parki narodowe.
Z chłopaka uszło całe powietrze, wyglądał na załamanego.- Skąd ty to wiesz?
Wywróciłam oczami, całkowicie tracąc zainteresowanie rozmową z nim.
- Lekcje. Szkoła. Cokolwiek? Zapytałam ironizując.
- Kujon. Nudziara. Okularnica? Zripostował i uśmiechnął się triumująco.
- Idiota. Dzieciak. Nieuk? Zero? Pajac? Wymieniłam patrząc na niego wyzywająco.
Rudzielec wybuchnął śmiechem, czym tylko zbił mnie z tropu.
Dzisiaj pełnia, więc wszyscy jesteśmy podenerwowani. Jednak oni dużo bardziej niż jak, to chyba jasne. Znalazłam Rina zmywającego w kuchni i natychmiast pomyślałam, że powinnam była mu pomóc, ale już kończył i cholera, głupio wyszło.
- Będę się już zbierać. Oświadczyłam, gdy mnie zauważył, czyli prawie od razu.
- Poczekaj, odwiozę Cie. Zaproponował, ale odmówiłam. Miałam ochotę na samotny spacer.
To co wydarzyła się wczoraj, to zdawało się być snem. Ja zasnęłam w ramionach Rina, to nie jest coś co zdarza się często. Jutro zakończenie roku, ale nie pojawię sie chyba na nim, mogę świadectwo odebrać później. Może popracuję dłużej u Madei? Albo przeleję na papier to co się działo. Spojrzenie Rina przed klubem, wykruj jego ust, gdy wczoraj rozmawialiśmy, a może to było dzisiaj, chyba zdarzyło się po dwunastej. I ta mina, którą miał w klubie, gdy mnie oglądał, gdy mnie przestawiał. Jego zaciśnięte pięści, w starciu z tym kolesiem. Twarz Tarpei, gdy mnie poniżała. Mam to w głowie, a chcę by znalazło się na ścianie. Spacer do domu zajął mi dużo czasu, ale to było odprężające. Jako zwykła dziewczyna, powinnam chyba czuć kaca, ale wilki nie znają tego uczucia, i dobrze. Gdzieś przed domem wyjęłam z kieszeni biżuterię i się nią przyozdobiłam, wywoływała dziwne uczucie w żołądku, mojemu organizmowi się to nie podobało, szczególnie dziś. Przekroczyłam próg domu i poczułam dziwny zapach, na który mięśnie mi się spięły. Obcy wilk, groźny wilk. Serce mi biło tak mocno, że myślałam, że je stracę, momentalnie oblał mnie zimny pot. Mięśnie wzywały mnie do ucieczki, w domu trzymała mnie tylko myśl o Madei samej z wilkiem. Chwila, przecież ona go tu zaprosiła! Wybiegłam z domu najszybciej jak zdołałam w biegu wybrałam numer Rina. Trzasnęły drzwi, ten wilkołak mnie gonił. Jeśli zaprosiła go Madea, to na pewno Cein, do którego sfory miałam trafić. Mógłby mnie stąd zabrać, w końcu moja kochająca ciocia- sprzedała mnie.
Ciężko było wybrać numer kiedy biegła, kiedy tak bardzo się bałam.
- W moim domu jest wilk. Rzuciłam do telefonu i poczułam szarpnięcie. Telefon wypadł mi z dłoni na trawę parku, a ja rzuciłam się do dalszej ucieczki. Ktoś złapał mnie za rękę i usłyszałam syk i swąd palącego się mięsa. Moje nadgarstki zdobiło przecież srebro. Potknęłam się i upadłam, mocno uderzając kolanami i ścieżkę, chyba przedarłam sobie czarne rurki. Jeśli mnie teraz złapie, już po mnie. Czołgając się i obijając, próbowałam wstać. Bez zwłoki. Cierniste krzaki drapały mi ubranie, gdy niezdarnie podążałam w dowolnym kierunku, bez ładu. Byle dalej od prześladowcy.
- Suko! Usłyszałam wrzask napastnika. Popchnął mnie i upadłam na plecy, zaparło mi dech w piersiach. Mój wewnętrzny wilk miotał się w kajdanach, nie mogłam go uwolnić przez srebro. Nie mogłam oddychać, a moja skóra piekła od srebra. Dusiłam się.
I wtedy zobaczyłam go. Chłopak, a może mężczyzna był wysoki i barczysty, nie tak bardzo jak Tain, ale bardziej niż Rin. Miał długie związane w kucyk czarne włosy i mocne rysy twarzy. Wykrzywiał je gniew, nie widziałam jego zębów, a wielkie i groźnie kły.
- Pójdziesz ze mną Szmato. Zawarczał.
Złapałam się za szyję, nie mogłam złapać oddechu, przed oczami tańczyły mi czarne plamki. Płuca wydawały się zaraz wybuchnąć, bolało całe ciało.
Złapał mnie za nogę i pociągnął w swoja stronę, coraz wyraźniej czułam jego ostry i drażniący zapach. Chciałam krzyczeć i się szamotać, ale nie mogłam. Walczyłam z otępieniem i mrokiem zasnuwającym moje ciało, ale powoli przegrywałam. Tlen nie nadchodził. Facet przerzucił mnie sobie przez ramie, brutalnie. Zamknęłam oczy i nie było już nic. Znikłam.
CZYTASZ-KOMENTUJ!
Rozdział krótki-wiem, ale myślę, że dość treściwy. Zapowiadam koniec tej sielanki ;))
fajne czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńpisz szybko kolejną ;)
OdpowiedzUsuńmasz talent zniecierpliwością czekam na następny ;D
OdpowiedzUsuń