poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 2

Rozdział 2
Nie uciekniesz


Ciąży mi uciekanie przed Nim, jestem niewyspana przez muzykę mojego wilka i  na nic nie mam ochoty. Ciągle jestem w stresie, nerwowo podryguje mi noga, gdy siedzę na pierwszej lekcji. Jakby męczarni było nie dość, mam dzisiaj lekcję wychowania fizycznego, postanawiam nie ćwiczyć. Trenerka to przysadzista kobieta o mocnych rysach twarzy, nie stosuje makijażu i nawet nie myśli o biżuterii, jednak zawsze mam idealnie czysty i nie zmięty dres. Dziś błyszczący i szeleszczący materiał wyjątkowo działa mi na nerwy, słyszę każdy jej ruch.  To mnie dobija. Dres jest granatowy, po bokach biegną białe paski, każda nogawka i rękaw zaopatrzony jest w ściągacz. Wciąż nie ma nauczyciela starszych klas, więc łączymy lekcję, nauczycielka decyduje się na boisko szkolne. Od razu ich zauważam, zachowują sie jak zwierzęta, skaczą na siebie i głośno krzyczą. Ku uciesze dziewczyn koszulka Lana ląduje na trawie, ma ciemniejszą karnacje, to charakterystyczna cecha, wszyscy tam mają, prócz mnie. Jeszcze nie wiem czemu, ale moja skóra jest bledsza i brzydsza od nich. Sądzę, że to przez tryb życia i rezygnację z przemian, trochę mi jej szkoda. Ma boisko wbiega On, mój wzrok automatycznie kieruje się na niego, nie mogę oderwać oczu. Przewraca niemal niezniszczalnego Taina i szarpie się z Hanem, wygląda tak beztrosko. Reszta widowni może tego nie widzieć, ale ja tak, on tam rządzi, zero sprzeciwu. Jest tu od niedawna a oni maja go już za alfę, ja jestem z nimi od zawsze. Może nie z nimi, obok nich.  Lukrecja na boisko wkraczam robiąc kilka gwiazd i kończąc saltem, wszyscy biją brawo, chyba tylko moje ręce milczą. On się tak świetnie bawią, nie zwracają uwagi na innych są pewni siebie, to ich szkoła.  Zaczyna sie mecz, piłka obija sie miedzy dłońmi nastolatków, są agresywni, nie jedna osoba upada na beton.  Sędzia, nie gwiazda to sport kontaktowy, wiem, że to się wydarzy zanim tak naprawdę coś się dzieje. Jeden z nieznanych mi chłopców popycha barkiem Hana, agresja bucha z jego oczu, choć winowajca zdąży już odejść. Jestem schowana z tyłu trybun, tak że niemal mnie nie widać, jednak ja zauważam wszystko. Zerkam poprzez zielone plastikowe krzesełka. Han jest wysoki i rudy, ale jemu włosy dodają tylko urody. Na jego twarzy widzę charakterystyczny grymas, szykuje sie bójka. Zanim on sie pojawił ciągle to się działo, czasem wystarczyło krzywe spojrzenie i już ktoś obrywał w zęby. Aż dziw, że nie wylecieli ze szkoły, jednak oni wszyscy mają stwierdzone ADHD, są kryci.  Na twarzy rudzielca, widzę już niemal kły, podnosi się i zmierza w kierunku tamtego gracza. Tak naprawdę mecz, ani na moment nie zamiera, tylko w moich oczach, gra skończona. Jednak wtedy jakby wyczuwając chwile, niepostrzeżenie zjawia się on, szturcha Hana w ramie i mówi coś gniewnie.  Rudy miota sie chwile i ustępuje, gra wznawia się. Wciąż bacznie obserwuje boisko, niemal wszyscy chłopcy zdjęli przepocone koszulki, i wtedy On to robi, a ja nie mogę oderwać oczu, karce się za to, ale już za późno widzi mnie i uśmiecha się. Posyła uśmiech wprost do mnie, patrząc mi przy tym w oczy. Bezczelny pies! Nie odwzajemniam uśmiechu, wstaje z staram się zniknąć z trybun, ale coś zatrzymuje mnie w miejscu. Stoję jak idiotka, nie mogąc się ruszyć, dopóki on nie odwróci wzroku.  Ja mam większe szanse Mu się przeciwstawiać, Tarpei, Han, Tain, Lan i Lukrecja muszą się czuć okropnie.  Chociaż to jeden plus, mojego pochodzenia. Moja krew daje mi nad nimi przewagę, a przynajmniej dawałby, gdybym się jej nie wyparła. Wyszłam z lekcji, na moje szczęście zaczęło dzwonić.  Przez następne lekcję wciąż nie mogłam się pozbierać, przed oczami błądził mi uśmiech Rina. Niby nic specjalnego lekkie wygięcie kącika ust, nie szeroki szczery uśmiech, poprostu lekki, taki mówiący całemu światu- jestem super i wiem o tym. Nienawidzę go! Wyszłam z ostatniej lekcji zadowolona, język polski dał mi w kość i przestałam myśleć o Nim. Inga wciąż ma focha, więc nie moge liczyć na to, że wybierze się ze mna do biblioteki.  Nagle poczułam czyjś ucisk na ramieniu, gwałtownie wciągnął mnie w boczny korytarz. Stał nade mną wysoki i umięśniony chłopak potrząsający swoją lwia grzywą.

- Przejdziesz się ze mną? Pyta, choć wiem, że to raczej nie jest pytanie. Jego oczy idealnie współgrają z blond włosami, dziewczyny za tym szaleją, ale mnie wydaje się zbyt elegancki, taki ładniś.
- Nie. Odpowiadam gniewnie i próbuję sie wyszarpnąć, przytrzymywanie mnie nie sprawia mu żadnej trudności, jedną ręką przytrzymuje mnie, drugą wyjmuje telefon i wybiera numer.
- Jesteśmy przy sali numer 13, będziemy tu czekać. Oznajmia w telefon i wyłącza się.
Cholera, zaraz tu będę! Nie mogą dać mi spokoju, ja już nie chcę taka być, nie jestem dal nich zagrożeniem. Z całej siły kopie kostkę Lana, sama czuje ból w nodzę, puszcza mnie na monet i to mi wystarczy, biegne co sił w nogach, moja koordynacja ruchowa jest kiepska, więc nie wyrabiam na zakrętach.  Wpadam na ludzi, i słysze nie przychylne komentarze, jednak w tej chwili mało dla mnie znaczą.  Słyszę również jego gniewny głos, wściekł się.
- Z drogi! Warczy i nie musze się obracać by wiedzieć, że uczniowie ustępują mu z drogi.
Chyba nieźle go wkurzyłam, nie wiem czy powinnam się bać, czyć  siebie dumna.  Biegnę na pełnych obrotach, ale on jest dużo szybszy, zrzucam pojemnik na puszki i słysze jak wysypują się na ziemie, to trochę zwolni pościg. Widzę już drzwi, wydaje mi się, że błyszczą, dopadam ich i pociągam za klamke, Han łapie  mnie i szarpie za tył bluzki, mimo to z pędem wypadam na zewnątrz. Prosto w wyciągnięte ramiona Rina.
Zapiera mi dech w piersiach, to jak zderzenie ze ścianą, tylko ściana by mnie nie złapała.Teraz wiem, że wpadłam, wpadłam po uszy. Nawet nie próbuję się wyrywać, wiem, że unieruchomiłby mnie jednym słowem.  Trzyma mnie chwile i pozwala odsunąc się na odległość ramienia.
- Następnym razem, nie śpiesz się tak. Mówi pogodnym tonem, mimo to wyczówam jego ostrzeżenie.  Odsówam mi kosmyk włosów z twarzy.
Han jest czerwony na twarzy, ma wymiete ubranie.
- Ty mała... Nie kończy na widok twarzy Rina, ja nie moge jej zobaczyć bo wciąż mnie przytrzymuje ramieniem.
Lan i Tain wybuchają śmiechem, tak tubalnym i nie pochamowanym, że wkrótce tarzaja sie po ziemi i łapią za brzuchy. Mam wrażenie, że zaraz zaczną ryć pazurami ziemię. Lekrekcja uśmiecha się na ich widok promiennie i odgarnia blond czurpynę z twarzy.
- Prawie Ci uciekła. Wydysza Lan nadal się śmiejąc.
Hanowi nie jest do śmiechu, wciąz jest zły, ale po chwili rzuca się na kolegów. Użądzają sobie zapasy przed szkołą.
- W końcu możemy chwilę porozmawiać. Mówi Rin i kieruje mnie w stronę ścieżki.
Wyrywam się z pod jego ramienia gwałtownie i kręce głową.
- Nie będę z toba rozmawiać, nie mamy o czym! WArczę na niego i mierze czujnym wzrokiem.
Chłopak wyburza śmiechem, nie tak tubalnym jak rechot Taina.
- Myślisz, że schowasz się pod okularami i srebrem? Pyta całkiem retorycznie i wciąż się uśmiecha, trochę z pobłażaniem. - Jesteś ważną częścią sfory. Kontynuję a, jego głos zdaje się być poważniejszy. Może myśleć, że tak łatwo mnie zmusi, ale ja nie jestem omegą, nie będzie mną pomiatać.
- Odwal sie ode mnie. Nie wiem do końca czy to rozkaz czy prośba.
- Trochę się natrudziłem, żeby Cię złapać, nie mogę puścić Cię tak szybko. Oznajmia i uśmiecha się bezczelnie. - Dzisiaj chcę tylko powiedzieć Ci, żebyś nie uciekała na mój widok, zaprzyjaźnimy się.
- Nie przyjaźnie się z krwiorzerczymi bestami.
- To musisz strasznie się nie lubić.  Słyszę w jego głosię udawane ubolewanie.
Czuje narastajacy w mojej piersi charkot i z trudem go chamuję, odwracam się na pięcie i uciekam.
Od zawsze muszę uciekać przed instynktami, to walka z samym sobą, jedna z najcięższych. Jutro jest najgorszy z możliwych dni- pełnia. Zdradliwa i męcząca jak nic innego, wzywajaca i nęcąca, a do do tego mściwa i złośliwa jak odtrącona kochanka. Wpadam do domu jak burza i dopadam lodówkę. Jem ile wlezie, wszystkie warzywa, całą soję.  Zostaje tylko kupa mięcha, nawet na nie nie patrze. Madea dopilnowała bym musiała walczyć nawet w domu.
Kładę się do łóżka w ubraniu i mocno zaciągam na siebie kołdrę, chcę poczuć się dobrze i bezpiecznie, ale to nic nie daję. Sięgam po jedną z moich ulubinych książek. Okładka jest już mocno zużywana, powyginana i ubrudzona herbatą, kartki usiane są moimi bazgrołami i notatkami, zaczytuje się i odpływam.  Nie spodziewam się tego, ale mój wilk zaczyna swoją pieśń, dziś nie brzmi już tak żałośnie, ale jest nieodmiennie smutna, pełna melancholi. Wzywa mnie.  Czuję każdą nutę na języku, smakuje ją i tylko bardziej tęsknie. Jego muzyka samkuje jak gorzka czekolada.  Gdy cichnie, czuję się zdradzona i porzucona, zostawia mnie  w męczącej ciszy. Wracam do książki i zaóważam znaczące ją kreski. Nieświadomie naszkicowałm na jednej z kartek wilka. Cienkopis jest mocny i przebija się przez papier znacząc delikatną łuną, kolejną stronicę. Wilk ma uniesiony łep, z lekko uchylonym pyskiem, to wyjący wilk. Mój wilk.
Sen przychodzi szybko, nie spałam dwie noce więc jestem wykończona, musze zregenerować siły, jutro pełnia.
Do szkoły weszłam pewnie, to jeden z tych dni kiedy chodzimy zdenerwowani, i lepiej z nami nie zaczynać, częściej leje się krew.  Upał daje w kość, więc od razu udaję się na boisko. Witają mnie znajome twarze, starają się na mnie nie patrzeć. Nie wiem o co chodzi, ale nie chce się z nimi bawić. Wybieram ustronne miejsce z tyłu trybun, i zaóważam, że wszyscy na mnie patrzą.  Słyszę ich szepty, no tak teraz każdy wie, że uciekałam przez cała szkołę przed Hanem, a każdy z nich ma swoja wesję.
- Słyszałam, że byli parą i go zdradziła...
- Chciał się zemścić za Tarpei...
Dochodzą mnie szczępki rozmów.  Postanawiam się, nie chować, nie zrobiłam nic złego. Wstaje i pewnie, powoli ide środkiem boiska, posyłam wyzywajace spojrzenia wszystkim plotkującym o mnie idiotom. Docieram już do drzwi, przekraczam jej i czuje uścisk na ramieniu, odwracam się i widzę Lukrencje.
- Bądź na długiej przerwie na kamieniach. Prosi mnie i obdaża uśmiechem. Biegnie gdzieś, a ja nie dociekam gdzie, mam to w dupie.  Nienawidzę dni takich jak ten. Inga wciąż boi się do mnie odezwać, nie będę jej przepraszać, nie mam za co. Idę dalej po szerokim korytarzu, na mojej drodze staje grupa koszykarzy, jednego z nich niechcący trafiam ramieniem.
- Przepraszam. Szepczę i idę dalej, zatrzymuję się dopiero pod drzwiami sali od angielskiego.  Siadam z rozmachem i ukrywam się za książką, gdyby wiedzieli, że słyszę ich najcieńsze szepty, może by się ograniczali? A może i nie?
Bardziej wyczówam niz zaóważam obecność Rina, idzie korytarzem razem z Tainem i Tarpei.
Ma ciemny podkoszulek i jeansy, doskonale widzę zarys jego mięśni pod koszulką, myśle o tym jak ją zdejmuje i olewam się rumieńcem.
- Cześć Ele! Wita sie, a mnie wcina , nawet nie odpowiadam.
Ele? Mam na imie Elesmera i nikt, nikt nie zdrabnia mojego imienia! On wszystko puję, miałam takie poukładane życie, może nie łatwe, ale uporządkowane, stabilne, a teraz wszystko jest w proszku.
Przed długiej przerwie walcze ze sobą. Powinnam pójść na umówione spotkanie, czy raczej nie? ZAstanówmy się, jeśłi nie pójdę będą mnie ścigać, warczeć i znów będę w stresie, natomiast jeśli pojdę spełnie jego życzenie, dlaczego miałabym to robić. Jak ma interes niech sam sie pofatyguję. Wychodzę z sali z zamiarem zaszycia się w toalecie, ale on to przewiduję, ten drań wysyła po mnie Taina.
- Rin pomyślał, że możesz marudzić. Mówi i mruga do mnie, wściekam się, ale idę za mięśniakiem.
Znów przyciągamy spojrzenia, on zdaję się tego nie zauważać.  Jedna dziewczyna z trzeciej klasy wręcz rozdziawi usta, jest pofarbowana na czerwoni i nosi glany nawet w taki upał jak dziś, to głupie.  Przecież mi jest gorąco w trampkach, jej nogi muszą mocno cierpieć.
- O której dzisiaj kończysz? Pyta mnie Tain.
Wygląda troche jak byk, i uwierzcie mi nie chciałbym być jego czerwoną płachtą. Jest napakowany i groźny.
Patrze na niego nie ufnie.  Czy za tym pytaniem kryją się jakieś zamiary?
- Późno. Odpowiadam wymijajaco i patrze przed siebie. Oczy Rina prześlizgują się po mnie, nie cierpie tego jego wzroku, taksuje mnie.
- Pomyślałem, że możesz sie zgubić. Mówi mi, a jego kompani wybuchają śmiechem, najbardziej śmieje się Tarpei.  WSpominałam jak nie znosze tej dziewuchy?
- Chcę usiąść obok Lukrecji, po przeciwnej stronie Rina, ale on łapie mnie za rękę i sadza przy sobie. Natychmiast się jeże. Odsuwam się  i zabijam go wzrokiem.
- CZego chcesz?
Znowu się uśmiecha, trochę ironicznie.
- Mówiłem Ci, będziemy przyjaciółmi. Informuje mnie i wyciąga z plecaka plastikowy pojemnik. Ryż z kurczakiem. Zapach dociera do mnie błyskawicznie i niemal czuję napływającą do ust ślinkę.
- Poczęstujesz się? Pyta przysówają do mnie pojemnik i celując we mnie widelcem.
Doskonale zdaję sobie sprawę z mojego głodu, jest piekielnie wkurzający. Mam dość tej farsy.
- Nie chcę twojego jedzenia, ani toważystwa, nie będziemy przyjaciółmi, jasne? Wkurzam się i wstaję z kamiennej płyty. Jednak jego ręka unieruchamia mnie, a potem sadza obok siebie.
- Owszem będziemy! Mówi cicho, ale stanowczo, nutki w jego głosie zaostrzają się.
- Będziesz siedziała z nami na przerwach i spędzała czas po lekcjach. Chciałabym zaprzeczyć, ale chłopak nie daje sobie przerwać.- Właśnie tak zrobisz. Przemawia głosem alfy, wzmocnionym dodatkowo ledwie wyczówalną irytacją. Całe moje ciało chce zaatakować, na tym to polega, atakuj albo uginaj kark.
Rozmowy cichną i cała sfora wpatruję się w alfę, ale on zaczyna jeść i całe zajście idzie w niepamięc. PRzynajmniej dla nich, ja wciąż czuję na skórze ciarki.
Tarpei staje na rękach na kamiennym bloku robiącym za stół i reszta głośno jej kibicuję.
Wyciągam z torby sałatkę i wcinam w milczeniu, dopóki nie zauważam ich wzroku.
- Nie patrzcie tak, ona jest wegetarianką. Odzywa się Rin i lekko krztusi się ryżem.
Jestem przygotowana na ten śmiech, wilkołak nie jedzący mięsa budzi kontrowersję, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Dzięki tej sytuacji dowiaduję się ważnej rzeczy, Rin dokładnie mnie obserwował, może wiele wiedzieć.
Chłopak podsówa mi ryż z kruczakiem pod sam nos i podstawia widelec do twarzy.
- Weź kęsa.
- Odwal się. Macha mi kurczakiem przed twarzą, mrucząc "mmm"  i "pycha"  w strategicznych momentach.
Czuje jak pachnie, ziołami i mięskiem, bardzo, bardzo chcę go spróbować. I wiem, jak wiele pewności siebie dałoby to Rinowi.
Wkurzam się i odpycham jego ręke, następne wydarzenia następuja lawinowo.  Jakbym trąciła pierwsze domino, reszta potoczyła sie błyskawicznie
Widelec wyleciał z ręki wilkołaka z impetem, kawałek kurczaka trafił Tarpei w sam  środek białej bluzki, z widelcem było gorzej. Lan złapał go w locie, jednak metal wbił się w wewnętrzną stronę dłoni.  Sprawy potoczyły się tak szybko. Tarpei wydała z siebie dziki wrzask i rzuciła się na mnie z pazurami.  Lan warczał cos gniewnie.
Odruchowo, niemal instynktownie schowałam się za siedzącym obok Rinem, wczepiłam się w jego bluzkę palcami. Tarpei zawachała się stojąc przez zanoszącym się ze śmiechu Rinem.
- Wyjdź zza niego idiotko! Piszczała miotajac się.
Dotarła do mnie aburdalność zaistniałej sytuacji, odsunełam się od Rina, ale nie wyszłam z zza jego plecow, nie jestem głupia.
- Daj spokój Tarpei, to był wypadek. Tłumaczy Rin i przyciąga mnie zza swoich pleców i sadza blisko siebie.
Czuje jak się czerwienie, próbuje sie powstrzymać, zaciskam mocno wargi, ale to nic nie daję, najpierw wypuszczam z siebie lekki chochot, a poźniej głośny śmiech.
Lan Wal wyjmuję widelec z ręki z lekkim grymasem i przykłada do cieknącej z dłoni krwi serwetkę.
- Jesteś kompletnie popaprana. Komentuję, po czym uśmiecha sie złośliwie.
Rin bardzo powoli odkłada wszystko do plecaka.
- Chcę, żebyś siadała tu na każdej przerwie. Mówi chłopak swobodnie.
Przed chwilą było jeszcze w porządku, ale teraz czuję się trochę zagrożona.
- A dzisiaj, nie wychodź z domu. Kończy, i jakby nigdy nic zamyka plecak i patzry na mnie z uśmiechem.
- Nie, i ... nie.
Chłopak wznosi oczy do niebia i potrząsa głową, jakby mówił " daj, już spokój". Wygląda świetnie , gdy to robi, znów przed oczami staję mi jego goła klata na meczu.
- Kiedy zrozumiesz, że jesteś częścią tej sfory? A ja jestem jej alfą i wydaję polecenia. Mogłaś się trochę pogubić, ale chyba wiesz, że rolą....
Nie daję mu dokończyć, bo ściekłość wrze we mnie jak garnek z wodą, pozostawioną zbyt długo na ogniu.  Tak bardzo jestem zła, że czuję jak srebro pali mi skórę.
- Może się trochę pogubiłeś, ale ja też jestem alfą i nie masz nade mną żadnej władzy! Wrzeszczę, jest szansa, że słyszy mnie całe boisko.
Spojrzenie Rina twardnieje, na jego twarzy wciąż widzę uśmiech.
- Zamknij się. Jego ton jest spokojny, ale tak mocno przesycony rozkazem, że mój organizm reaguje natychmist, siadam i zamykam usta, bez zastanowienia.  Mogłabym się sprzeciwić, ale wówczas zareagowałabym agresją. Nie nawidze przemocy.
- Będziesz się z nami przyjaźnić! KRzyczy na mnie, pierwszy raz słyszę jak podnosi głos.

Siedze razem z nimi przy kamiennym stole, nie mam wyboru. Moge jednak pozostać niewzruszoną i milczeć. Mogę chociaż tyle. Teraz już wiem, nie ucieknę przed przeszłością. On mi na to nie pozwoli, będzie zmuszał mnie bym była wilkołakiem, tak bardzo tego nie chcę.


Wiem, że są błędy, nie chcę mi się ich poprawiać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz