poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 3

Rozdział 3
Krwawa Pełnia


Ja tu nie pasuję. To nie mój świat, staram się dopasować, lecz coś wciąż robię źle. Nie potrafię być człowiekiem, po prostu mi nie wychodzi, ale wilkołakiem też nie umiem.  Wszystko jest jakby zamazane, rozdegrane i niewyraźne. Wilk wewnątrz mnie budzi się ze snu, wciąż drzemie, ale to już kwestia czasu. Powinnam się urodzić człowiekiem, wiedziałabym co zrobić, zaszła pomyłka. Nie chcę, nie chcę!  
Zrzucam swoją fałszywą ludźką skórę, z moich palców wyrastają pazury, zęby zamieniają się w kły. Boli, koszmarnie boli. Miękka skóra zamienia się w grube futro. PRzestaję myśleć jak człowiek, wilcze zmysły przejmują kontrole. Wabi mnie zapach, osty metaliczny, słony- apetyczny. Przed oczami buzują mi barwy, czuje mięso. Biegnę, a stawy strzykają mi długo nie używane. Rozszarpuje zębiskami mięso i chłepczę ciepłą krew. Rozrywam skórę i łamie w paszczy kości. Zatracam swoję człowieczeństwo na rzecz wiczej nautry, słysze nawoływania, odwracam pysk. Biegnę do nich, przywołują mnie. Należę do nich, jestem samicą alfa, uginają przede mną łapy. Mój wilk warczy i rzuca się na mnie, nie orbi mi jednak krzywdy. 
Biegniemy tropiąc nowa ofiarę, rozumiemy się, wysyłamy nieuchwytne sygnały. Wyjemy i szczekamy. Warczymy i rzuamy się na zwierze, walczy, ale jest za późno. Alfa przegryza mu krtań, krew moczy nasze futra. 
Obudziłam sie spocona i bardziej zmęczona, niż wówczas gdy kładłam sie spać. Sen wyrwał mnie z zawiasów i przez moment leże tylko ciężko oddychając. Myśląc jeszcze nie całkiem przytomna. 
Dziś pełnia. 
Przypominam sobie przykazanie Rina, by nigdzie nie wychodzić, pewnie miał powód by mnie o to prosić, i tak nie zamierzałam nigdzie iść. Sen napawa mnie strachem, jestem jeszcze większym tchórzem niż zwykle. W dodatku jestem wściekle głodna, głodna jak nigdy, poprawka głodna jak zawsze.  Mogłabym zjeść konia z kopytami-myślę, i uświadamiam sobie, że w ustach czuje smak krwi, obrzydlistwo. Macam językiem policzki i czuję rankę, musiałam ugryść się we śnie.  Chcę zejść do kuchni, ale już z tąd czuje zapach smarzonego przez Madee b oczku, głupia ździra. Otwieram okno, dziś jest zimno, powinno mocno grzać, ale wieje przenikliwy wiatr, a krople deszczu uderzaja w wszelkie płaszczyzny z pluskiem.  Mimo zimna na twarzy nie zamykam okna, wolę zapach deszczu, on zapachu smarzonego mięsa.  Deszcz pachnie cudownie, bez wilczych zmysłów nie mogłabym tego poczuć, świerzość i woda. Dodatkowo wydobywa pachnące nutki z roślin. Z liści rosnących pod oknem grusz. Białe kwiaty opadają pod naporem wody, czuję ich smak na języku, nachodzi mnie ochota na owocę, ale po nie musiałabym wyjść do sklepu, a mam nie opuszczać domu.  Mokre krople uderzają moją twarz, trzeźwią mnie. Wkrótce mam już przemoknięte włosy i drżę z zimna, jednak ta chwila jest z byt prawdziwa bym mogła ją zostawić. Nie skapituluję, stoją c w oknie czuję się taka ludźka i nieludźka jednocześnie. Postanawiam spokojnie porozmawiać z Rinem, kiedy nie będzie przy nim sfory. Myśle, że mnie zrozumie, wydaję się naprawdę bystrym chłopakiem-wilkiem. Ja do nich nie pasuję, widać to na pierwszy rzut oka. Są wysportowani, pewni siebie i tryskają energią, ja jestem wątła i ciągle zmęczona. Siedze w ksiażkach, a oni w lesie, różnicę aż kują w oczy.  Nie mogłabym być taka jak oni, brzydze się przemocą i agresją.  Takie stworzenia nie powinny istnieć, to obrzydliwe. Ja jestem obrzydliwa. 
Zamykam okno i wycieram twarz rękawem podkoszulka, robiącego za piżamę, bardzo chce mi się jeść, ale powstrzymuję się, to tylko ciało, przecież mam nad nim władzę.  Obwieszam się toną srebra, choć źle reaguje na moja skórę i wkładam okulary. Próbuję czytać, ale nic mi to nie daję, po prostu nie mogę się skupić. Jest jeszcze widno, ale mój organizm już szykuje się na przyjście pełni, jestem zastraszająco głodna i pobudzona, mam ochotę wyskoczyć przez okno i biec co sił w nogach.  Nagle telefon wibruje mi na biurku, jestem pewna, że to wiadomość systemowa, ale i tak odbieram, czeka mnie zaskoczenie. 
" Nigdzie nie wychodź Ele. Rin" . Nawet nie dziwię się, że ma mój numer, w pierwszej chwili odpisuję, żeby spróbował mi zabronić, ale szybko kasuję tekst, miałam iść z nim na układ nie?
"Jasne :)" Odpisuję i rzucam telefon na zasłane łóżko. 
Przed oczami przelatują mi obrazy, bystrych i grożnych żółtych oczu, odsłoniętej klaty i umięśnionego brzucha. Później widzę wyzywający uśmiech na pełnych ustach i zastanawiam się dlaczego o tym myślę. Prawię go nie znam, ba nie lubię go. Chociaż, nie lubię to za dużo powiedziane, on po prostu stoi mi na drodze.  Wciąż nie mogę przestać o nim myśleć, to dla mnie za wiele. Po południu nie moge już wytrzymać z głodu i na paluszkach schodzę po kuchni.  Całą swoją wole wykorzystuje na stłumienie chęci wgryzienia sie w soczysty boczek, wybieram bezpieczne warzywa i zabieram jej ze sobą. Jestem już na schodach, gdy drzwi się otwierają.
- Elesmera. Cedzi MAdea, jakby spodziewała się kogoś innego. 
Mieszkamy same i niemal nigdy nie przyjmujemy gości. 
- Wyprostuj się. Co by powiedziała twoja matka na taką przywódczynie? Nie masz nawet własnej sfory sieroto! Opluwa mnie tymi słowami, mogę tylko stać i słuchać, a z każdym słowem kurczyć się i zamykać w sobie.
- Ona nie żyje. Informuje ją, gorzko, bo zdaję się o tym nie pamietać. 
Jej stara twarz robi się czerwona i przypomina ususzonego pomidora. Widzę, że ma ochotę mnie uderzyć, aż trzęsą jej się ręce. 
- Obiecałam mojej siostrze, że się tobą zajmę i to zrobię! Rozmawiałam z Ceinem, on zrobi z Ciebie pożądną wilczyce. Teraz mówi z grobowym spokojem, choć ręce nadal jej się trzęsą. 
Wiem, jak bardzo pragnie mnie zdzielić i boję się odezwać, jednak na sam dziwięk jego imienia, trzęsnę sie ze strachu. Prześladuje mnie nim od jakiegoś czasu, nie widziałam go ani razu, ale dobrze wiem kim jest. Domyślam się równierz czego chce i to tak bardzo mnie boli. 
- Cein jest z zachodu, dlaczego miałby się tym interesować? Pytam cichutko i zamieram kiedy ona mocno zaciska usta.
- Niedługo ty też będziesz z tamtąd. 
Zabija mnie tymi słowami, to gorzej niżby mnie uderzyła. Ja nie mogę znieść życia tutaj, ale w sforze Ceina, w obcej sforze umarłabym. Muszę uciec, muszę o tym pomyśleć. Boże, dlaczego ona mnie tak nienawidzi. Jak może mnie sprzedać obcej sforze? Nigdy nie rozumiałam tego zwyczaju, to zbrodnia. 
W wielu około trzydziestu lat wilkołak przestaje mieć zdolność przeobrażania, wówczas zwykle decyduje się na dziecko. Dzieci z różnych sfor wychowuje się razem aby były siebie pewne. Żadko dodaje dodaję sie obcego wilka, często alfę, aby poznał swoje stado i nim żądził, ale to też jest żadkie, i zawsze jest to chłopiec. Dziewczyny sprzedawane do innych sfor to brudna praktyka decydują się na to tylko kulejące grupy. To znaczy, że Cein ma słabą grupę, lub jego samica alfa nie żyję, a inne samice nie są wystarczajaco dobre. Dużo czytałam o zwyczajach wilkołaków, wiem o nich wiele. Jednak książki nigdy nie zastąpią przekazań rodzinnych i praktyki, informację w nich zawarte są wybiórcze. 
Ściskam warzywa w misce tak mocno, że po chwili ona pęka, a na schodach i mnie zostaje sałatka ze szkłem i krwią z moich poranionych dłoni.  
-Auuu. Szyczę z bólu, ale przynajmniej mam pretekst do ucieczki. 
Sprzątam i robie kolejną sałatkę. 
Gdy zamykam drzwi pokoju na klucz zaczynam plakać. Drżacymi rękoma próbuje jeść, bo mam tak pusty brzuch, że nie słyszę swoich myśli poprzez burczenie.  Łzy spływają mi po twarzy i doprawiają słonawym płynem jedzenie. Mimo głodu bardzo się z nim męcze, skupiam się na pojedyńczych czynnościach i staram sie nie myśleć, co powinnam zrobić. Bo do cholery co powinnam zrobić? 
Sięgam po telefon, jest błyszczący i czarny. Nie żaden smart fon ale, ma internet i dobry aparat, lubię go. Nie jestem w stanie zmusić się by zadzwonić do Rina, to byłoby poniżające, tak bardzo, że nawet niemogę sobie tego wyobrazić. Nie zrobie tego, nie dam rady. Jestem z tym sama, bo niby do kogo miałabym się zgłosić? 
Zakładam bluzę i wyskakuję przez okno. Nikt nie musi o tym wiedzieć. 
Kręce się po mieście bez celu, starając się zbyt mocno nie myśleć, o tym co jest, i najprawdopodobniej będzie.  Jest już ciemno i przez materiał bluzy czuję dominujący chłód nocy.  Zwykli ludzie, jakby wyczuwali zagrożenie w jaśniejącej tarczy na niebie, nie wyściubiają nosa ze swoich domów, jestem na ulicy sama. Srebro pali mi skórę, jestem pewna, że zostaną ślady, jednak nie mogę zawrócić. Idę powoli, starajac się pamiętać o swoim człowieczeństwie, drzemioce we mnie zwierze próbuję wyrwać się na zewnątrz. 
Coś przykówa moja uwagę, słyszę szelest i widzę ciemny zarys sylwetki. 
CZuje, że powinnam uciec, ale twardo idę w kierunku cienia, nie mam się czego bać, w końcu jestem tu jedyną bestią. 
I wtedy słyszę warkot, nie psi. To warkot większego zwirzeńcia, wilkołaka bez wątpienia. Odwracam sie i biegne co sił w nogach, przed siebie, byle dalej. To na pewno nie Lukrecja, nie Lan Wall czy Han Ullium, to nie Tain ani Tarpiei i z całą pewnością nie Rin, poznałabym go choćby całkiem się zmienił. 
Przez zaprzestanie przemian i odrzucenie swojej drugiej natury, jestem łatwym celem. Dodatkowo nie jestem przemieniona, a on tak. Już po chwili czuję jego oddech na karku, przesycony nie znanymi mi nutkami. Stanowczo nie chcę poznać tego zapachu, ani jego właściciela. Czuję, że brakuje mi sił i coraz bardziej szuram. 
To scena jak z horroru, potykam się jak idiotka i padam jak długa na ziemię, zdzieram sobie skórę z przedramion i kolana. Brakuję mi odwagi by stawić czoła napastnikowi, kulę się i zasłaniam głowę. Nie mam czasu myśleć czego on ode mnie chcę. 
Nagle przez zasłonę strachu przebija się inne uczucie, jest tu ktoś jeszcze. Biegnie, jest wielki i silny, wpada na mojego oprawcę i powala go. Warczą na siebie i słysze ich szczekniecia. 
Jeden z nich odbiega a ja odwracam się. 
Jego ciało pokryte jest sierścią, jest wielki i silny. Jego kły błyszczą w słabym świetle latarni, porusza się na dwóch nogach, nie jest w pełni przemieniony. Nigdy nie cieszyłam się tak na widok Taina. Podnosi mnie i niesie na rękach, zamykam oczy, nie chcę widzieć jego zmienionej twarzy. Nie wiem jak długo mnie dziwiga, jednak czuję, jak jego ciało wiotczeje i staje sie gładsze. W końcu słyszę pisk, albo krzyk. Nie wiem, mocno wciskam głowę między potężny biceps a brzuch chłopaka by stłumić dochodzące do mnie dziwięki. Zmieniamy pomieszczenie, czuje to wyraźnie. Zapach kurzu i zmiana temperatury. Inne silne ramiona przejmują mnie i czuję wyjątkowy zapach.  Odwracam sie w stronę niosącego mnie chopaka, choć już wiem kto to jest. Uważnie ogląda moją twarz, jakby sprawdzał każdy centymetr. 
- Boże, już myślałem..... Nie kończy zdania i wydaje z siebie jek ulgi.  
Siada, nie do końca wiem gdzie, natomiast wiem, że nie wypuszcza. 
Przytula mnie mocno, jakbym mogła mu się rozpłynąć w ramionach, ja natomiast upajam sie jego zapachem i dotykiem jego skóry. Układa mnie na łóżku i nakrywa kołdrą, o tym samym zapachu. Momentalnie zamykam oczy zmęczona stresem i oszałamiającą ucieczką. 
Gdy je otwieram, ni edo końca wiem co się dzieje. Siadam na twardym łóżku i czuję mocny ból w każdym mięśniu i strupy na nogach i rękach. Jęcze cicho i rozglądam się, wciaż jest ciemno i nie widzę dobrze. Dopiero po chwili go zauważam, siedzi na fotelu w kącie pokoju i patrzy na mnie. Czuje dziwny zapach, który źle mi się kojarzy i napawa lękiem. Ręką próbuję wymacać lampkę stojącą na biurku, delikatne światło rozprasza mrok. 
Rin siedzi z szeroko rozwartymi kolanami i ciężko oddycha, jego koszula jest cała we krwi. To nie jego krew, to wiem na pewno. 

- Nie chciałem Cię obudzić. Mówi cicho, niemal szeptem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz