poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 4

Rozdział 4
Nie taki wilk straszny, jakim go malują


O boże, on go zabił. Zabił człowieka, zabił wilka!
O mój boże. Nie jestem zbyt religijna, bo nie wiem do końca, do kogo, lub czego powinnam się modlić, jednak w tej chwili błagam Wisznu, Jezusa i Buddę by to okazało sie kolejnym snem. Podbiegam do siedzącego na fotelu chłopaka i dotykam polam na jego koszulce. Na dłoniach zostaje mi lepka krew, czują ją tak mocno, że muszę zmarszczyć nos.
- Powiec, że tego nie zrobiłeś? Proszę go i siadam na ziemi, opierając się o lóżko. Patrzy na mnie, a przez jego twarz przelewają się emocję tak silne, że ciężko mi je rozpoznać.
- To wszystko? Pyta mnie zawiedzionym głosem, pełnym goryczy.
Patrzę w jego twarz niczego nie rozumiejąc, wszystko? pytam go czy zabił!
- Nie zapytasz, czy nic mi nie jest, nie przeprosisz, że naraziłaś grupe? Krzyczy i wstaje z fotela, ja również błyskawicznie sie podnoszę. Nic nie rozumiem, co on sobie wybraża, o co mu chodzi. Może, ma trochę racji, ale jeśli mam dziękować, to Tainowi, nie jemu.
- Przepraszam! Opowiadam, a mój głos bzmi dziwnie, jakby był zduszony, zdławiony.
Patrzy na mnie jak na coś obrzydliwego, wzdrygam się po jego spojrzeniem, nie chcę żeby tak na mnie patrzył.
- Jak możesz być tak głupia?
- Zabieś go!?
Rin jest wściekły i zawidzony jednocześnie, rzuca krzesłem, które roztrzaskuję się o ściane. Huk sprawia, że kule się, w tym momencie nawet się go boję. Nie mogę uwierzyć, że jest zabójcą.
Podchodzi do mnie i ujmuję moją twarz w swoje dłonie. Ma ciepłe i silne ręce, jest na nich krew, która teraz jest zbyt blisko mojej twarzy.
- Jak mam do Ciebie dotrzeć? Pyta prosto w moje usta.
Zamykam oczy, nie potrafie stwiedzić, czy się boję, czy chcę żeby mnie dotykał.
On jednak szybko mnie puszcza i odchodzi. Otwieram oczy i widzę go przy drzwiach.
- Nie zabiłem go, ale tylko dlatego, że mi uciekł. Nie zawahałbym się. Oznajmia i zostawia mnie  z tymi słowami. Rejestruje dziwięk klucza przekrecanego w drzwich i rzucam sie do klamiki. Zamknął mnie?
Osuwam sie na podłogę i pozwalam sobie płakać.
Może łzy zmyja smugi krwi z mojej twarzy? Oby tak się stało, nie mogę znieść świadomości, że tam są.
WSzystko mnie boli, a pełnia wzywa do przemiany. Na chwiejnych nogach podchodzę do twardego i wąskiego łóżka, wgryzam się w poduszkę i głośno krzyczę. A potem przykrywam się cudownie pachnącą kąłdrą i zamykam oczy. Udaję, że jestem w domu, udaję , że wszystko jest w pożądku. Jestem dobra w udawaniu.
Gdy otworzyła oczy, okazało się, że nie jestem sama w pokoju, na fotelu z niebieskim komputerem na kolanach siedziała blondynka.  Jej włosy były koloru miodu, a oczy barwy złota.  Miała na głowie wielkie, czarne słuchawki, była wyraźnie podekscytowana, błyszczały jej oczy, a policzki zdobiły wypieki.  Była taka śliczna, że zastanowiłam się jak wyglądam, moja skóra jest blada i wciąż mam podkrążone oczy. Nie powinnam nawet przy niej stawać.
Po cichu podchodzę do drzwi, są zamknięte, cholera!
Muszę iść do toalety, naprawdę muszę tam iść!
Podrygując chwilę w zamyśleniu podeszłam do dziewczyny. Zauważyła mnie i zdjeła słuchawki.
- Elena pocałowała Damona. Wyszeptała urzeczona i zaczerwieniła się.
- To wspaniale, możesz mnie wypuścić? Spytałam sarkastycznie, nie przestajać podrygiwać, bolał mnie brzuch i jeszcze chwila i zmoczyłabym spodnie.
-Rin by dostał szału. Wytłumaczyła i spuściła wzrok, jakby była temu winna.
- Muszę siku. Oznajmiłam bezpośrednio, jeszcze moment i ją obsikam!
Otworzyła drzwi i położyła klucz na biurku, korytarz był długi , gdy dopadłam łazienkę i uspokoiłam się trochę, przyjżałam się swojemu obliczu. Wyglądałam gorzej niż zwykle, by Lukrecji wyglądam pewnie jak zmora. Usiadłam na brzegu wanny i zastanowiłam się co dalej, przecież nie mogą mnie tu trzymać, poza tym miałam pogadać z Rinem. Teraz pewnie nie będzie zainteresowany rozmową ze mną, poza ty mam iść do Ceina? Jestem między młotem a kowadłem.  Znów spojrzałam w lustro, na mojej twarzy zauważyłam krwawe smugi, gwałtownie szorowałam twarz, pragnąc zmazać krew. Krew wilkołaka nie ze sfory Rina, obcy, a przez to straszniejszy niż wszystko.
Ciche pukanie w drzwi trochę mnie otrzeźwiło, czy powinnam uciekać?
Zerknełam na małe okienko i westchnełam, czy jest sens wciąż uciekać, może powinnam stawić czoła temu co mnie czeka?
Pukanie ponagliło się i brzmiało teraz bardziej na kopanie w drzwi, otworzyłam je gwałtownie stał w nich Tain.
- Cześć. Powiedziałam na jego widok i zrobiłam coś absolutnie nie w moim stylu, coś spontanicznego i nie wymuszonego.  Rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam w policzek.
- Dzięki, jestem twoją dłużniczką.
Puściłam go i stanełam prosto, lekko bujałam się na palcach, odwróciłam się w bok i zobaczyłam Rina, miał dziwny wyraz twarzy, jakby zdradzony. Przestałam z nim walczyć, więc uśmiechnełam się trochę sztywno.
- Mogę wracać do domu?
Spojrzał na mnie, jakbym miała rogi, albo oświadczyła, że niebo jest zielone tak samo jak słońce.
Nie patrzył już na mnie, minął mnie bez słowa. Wmurowało mnie, co jest? Zachowywał się jakby, go głęboko rozczarowała.Rzeciez nic nie zrobiłam, przecież nic mnie to nie obchodzi. Nie byłam przygotowana na to uczucie, coś zakuło mnie w dołku. Zrobiło mi się przykro.
Czy to wpływ pełni? Czy to działanie alfy? Może wszyscy się tak czują, gdy uch ignoruję?
Z pomocą przyszedł mi Tain, spojrzał współczująco i sztywno poklepał mnie po ramieniu.
- Odwiozę Cię do domu i zaczekam na Ciebie, dobrze?
- Zaczekasz na mnie? Spytałam całkiem zdezerientowana.
- Spędzisz ten dzień u Rina, z nami. Tak będzie bezpieczniej.
O nic więcej nie pytałam.
Pod domem wysiadłam szybko, zawet nie zaproponowałam Tainowi, żeby wszedł. Gorąca woda koiła moje nerwy, mieli rację, mogę się ukrywać, ale inne wilki wyczuja mojego. JEstem w niebezpieczeństwie. Moję rany, wyglądały już lepiej, to dobra strona wilczych genów, jednak gdybym była Rinem, po chwili cieszyłabym się już świetnym zdrowiem.
Nie trafiłam na Madee, pewnie to zasługa tego, że śpieszyłam się jak mało kiedy, czeka mnie jeszcze konfrontacja z nią. Musze się na to przygotować.
Dom Rina był duży, dwu piętrow, aż cieżko uwierzyć, że mieszka tam sam. Po drodzę, beta wyjaśnił, że pomieszkują u niego bardzo często inni członkowie sfory, więc zwykle jest tam pełno ludzi.  Gdy weszliśmy do środka, Lan rozmawiał z Lukrecją, a Han i Tarpei siłowali się na rękę. Rin siedział wygodnie, sam rozpostary na wielkiej sofie. Automatycznie wybrałam miejsce przy nim, nie posunał się wcale, zdawał się mnie nie zauważać. Dziwna odmiana.
Tain ruszył z miejsca do nieznanego mi pomieszczenia, czułam się dziwnie, jakbym była tam intruzem. Moje kolano stykało się z nogą Rina, jego dżinsy boleśnie ocierały się o gołą, zranioną skórę, więc podwinełam nogi i objełam je ramionami. Nieświadomie właśnie to zwróciło jego uwagę.
- Oo boisz się dotyku złego Rina? Spytał i nie wiedziałam do końca, czy to żart, czy prowokacja, a może jedno i drugię.
Tarpiei wykorzystała moment by mi dogryść. Jak Boga kocham, nie przegapiłaby żadneej okazji.
- Uważaj, zję Cię!
WSzyscy wybuchneli siechem, a Rin kłapnął zębami w moją stronę.
DOskonale wiedziałam, że to tylko żarty, a jednak zrobiło mi się przykro. A tak nabijajcię się ze mnię, przecież musicie mieć ofiarę.
- Twoje dżinsy podrażniały mi zdartą skórę. Powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do nich, pewnie nawet mnie nie słyszeli.
- Twoje dżinsy podrażniały jej skórę. Rozległ się tubalny głos Taina, wracał chyba z kuchni, bo w dłoniach niósł butelki z piwem. Wręczył obecnym po butelce i jedną postawił przed mną.
Ri natychmiast odwrócił się w moją stronę, delikatnie złapał mnie za nogę i przyjrzał się strupkom. - JEszcze się nie zagoiły?
- Na tobię pewnie goi się jak na psie! WArknełam, miałam dość ich toważystwa, sięgnełam do torby i wyjełam z niej książkę.
Moje oczy, niezbyt uważnie śledziły tekst wiem, że nie przerywali rozmowy, ale nie wsłuchiwałam się w nią, wieć nie potrafię powiedzieć o czym była.
Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia głowa Rina znalazłaywała sie na moich kolanach. ZAchowywał się jakby to było całkiem naturalne, natomiast moje serce biło jakby miało wyskoczyć z piersi.
- Co czytasz? Zapytał po prostu, patrząc wyczekująco.
Nie mogę połapać się w jego zmianach  nastrojów. Raz wściekły, raz przymilny.
- "Romeo i Julia" palnełam, przerwał mi akurat w najlepszym momencie, ale nie byłam na niego zła. Ciężko mi się do tego przestać, ale bez jego zainteresowania czułam się dziwnie.
- "Julio! Kochanko moja! Moja żono! Śmierć co wyssała miód twego tchnienia, wdzięków twoich zedrzeć nie zdoła jeszcze." To jest to? Zapytał całkiem poważnie.
Opadł mi szczęka, Rin potrafi cytować Szekspira! TO jak.. jak mysz goniąca kota!
- Chyba przerabialiśmy to w gimnazjum.
Uśmiechnął się i zdałam sobie sprawę, że to odpowiedź na mój mimowolny uśmiech. Zainponował mi, nawet bardzo.
Chciałam powiedzieć coś błyskotliwego, ale riposty uleciały mi z głowy, on wcale nie zamierzał zabrać głowy. Chyba najzwyczajniej w świecie było mu wygodnie.
- Będziesz to piła? ZApytał znienacka Tain, pokręciłam głową.
Chłopak sięgnął po piwo i opróżnił je błyskawicznie, ten to ma spust.
Gdy skończyłam czytać, chciałam odłożyć książkę, ale gdy zerknełam na Rina, okazało sie, że śpi.
Z jednej strony, miałam ochotę zrzucić go i powiedzieć, żeby dał mi spokój, ale  z drugie, coś kazało mi się uśmiechać i czuć przyjemność. Ciepło jego głowy, i ciężar, nie były uciążliwe, to było niezwykłe, jakbym nagle znalazła się na swoim miejscu, pierwszy raz w życiu.
I wtedy jego ręka sięgneła mojego uda. Zrzuciłam go na podłogę w oburzeniu, wszystko zepsuł.
Pzebudził się gwałtownie i spojrzał skonsternowany.
- Łapy przy sobie! Warknełam na niego i objełam nogi ramionami, byłam wściekła! CO za bezczelny, okropny typ! Tak wszystko zepsuć!
- Ja spałem, to nie było specjalnie! Bronił się, wstając z podłogi.- Nie rób afery!
Wszystkie wilki patrzyły teraz na nas w konsternacji, na ustach Taina błąkał się uśmiech.
- On to zrobił specjalnie, widziałem.
- CO ja zrobiłem?
Oszczędze wam dalszej kłótni, nie trwała długo.
Mój pierwszy wieczór  z wilkołakami, spodziewłam się czegoś gorszego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz