Rozdział 5
Rozdwojenie jaźni
Obudziłam się wcześniej niż zwykle, czułam się wyspana i gotowa na kolejny dzień nauki. Nie zostało wiele dni do wakacji, kompletnie nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy przeciwnie. Wakację oczywiście lubię, ale te zapowiadają się niezwykle. Czy Rin będzię chciał żebym spędziła go z nimi? Czy mam szukać sobie zajęcia? Wstała i podeszłam do okna, słońce już wzeszło i pięknie rozświetlało liście brzozy, z pod mojego okna. Jak byłam mała chciałam zjeżdzać po jej liściach, jak Tarzan na lijanach, jednak nigdy nie spróbowałam. Bałam się upadku. Z pod łóżka wystawał mój szkicownik, wszędzie walały sie ołówki i kredki. Niepewnie sięgnełam po zeszyt. Szkicowałm zawzięcie pragnąc uwiecznić widok zza okna. Gruby konar drzwa i delikatne gałazki pokryte świerzą zielenią listowia. To jak światło balansowało między nimi sprawiając, że błyszczały. Piękne.
Byłam skupiona, żadna linia, nie mogła być narysowana w złym miejscu, cieniowałam i gumkowałam zawziecie, na przemian temperowałam i tępiłam ołówki. Wszystko na nic, rysunek na białej karcie w niczym nie przypominał widoku za oknem, wściekła podarłam kartkę. W mojej głowie panuję chaos, nie wim w co mam wierzyć, boję się.
Wracam do szkicownika, przelewam na niego myśli. Rysuję zawziecie przypominając sobie szczegóły z poprzednich dni. Szkicuję wszystko co zapamiętałam, to pomaga rozjaśnić umysł i uporządkować uczucia. Gdy kończe, moję dłonie są szare od ołówka, na kartce nie ma nawet jednej, maleńkiej jasnej plamy. Czego specjanie nie nakreśliłam, zabrudziło sie od rysika. Choć kartki sa mocne i grubę, niemal jej przerywam mocno dociskając pisak. Bez zastanowienia chwytam gumę i staram się oddzielić warstwy. Wyrywam kartkę i za pomocą taśmy przytwierdzam do ściany. To moja terapia, wszystko co pamiętam ryzuję i przyklejam do ściany, dlatego nikomu nie wolno wchodzić do mojego pokoju, to światynia, jeden wielki pamiętnik. Patrze na pokryte papierem ściany i czegoś mi na nich brakuję, prawię zeskakuję z łóżka, gdy dociera do mnie czego tu brakuję. Znajduję książkę i szybko przerzcam strony, aż znajduję na to czego szukam, jest mi trochę przykro, ale wyrywam stronicę i przylepiam do ściany. Mój wilk wygląda tak realnie, że w głowie słyszę jego wycie. Na ścianach brakuję miejsca, więc naklejam nowe rysunki na stare. Czasem to dobry papier, czasem kawałek zeszytu lub książki. Raz naryzowałam motyla na gazecie, wisi gdzies pod toną papieru.
Jeszcze tydzień szkoły, wszyscy są podekscytowani, to widać na kazdym kroku, kiedy pojawiam się w szkolę, jest prawie pusta. Większość uczniów jest na wagarach, albo szkolnej wycieczce. Ponadto szkoła szczuplejsza jest o maturzystów, którzy skończyli już naukę. Szkoła jest wielka, bo łączy w sobie liceum i technikum, w dni takie jak te wydaje się pustynią. Siadam pod klasą i zakładam słuchawki, wsłuchuję się w obcojęzyczny tekst i wyjmuję zeszyt o biologi. Bezmyślnie szkicuję coś na okładce, myśle o nieznanym wilkołaku, któy mnie zaatakował, rysuję jego cień. Rysuje oczy Rina, które patrzą na mnie z pogardą i jego zakrwawiona koszulę. Wciąż przejmuję mnie dreszcz gdy pomyśle sobię o jego twarzy tamtej nocy, ale czy mogę wierzyć w to co działo się w nocy? Noc jest taka specyficzna, to co dzieje się pod jej osłoną, nie wydaję się rzeczywiste za dnia. Dlaczego siedział w tym pokoju, patrzył jak śpię, jest w tym coś intymnego. To jak czasem na mnie patrzy, to jakby zarezerwowane dla mnie, na nikogo innego tak nie patrzy, tak natarczywię i przeszywająco, a jednocześnie delikatnie. Ciężko mi to wyjaśnić, prawię się nie znamy, a czasem czuję, jakby był tu zawsze. Gdzieś w zakamarkach mojego serca istniał zawsze. Tylko czy to na pewno było on? Ten złośliwy chłopak który wystawiał mnie na pożarcie sforze, ten delikatny niosący mnie na rękach, ten słodki śpiący na moich kolanach. Ten czujny i wyczekujący, obserwujący każdy mój ruch. Który z nich jest prawdziwy? Tych osobowości nie można połączyć. Patrze na rysunek z okładki i rozpoznaje na nim oczy Rina, we wszystkich wydaniach. Gładzę karton dłonią, chcę go naryzować. Na czystym papierze, na grubych kartkach, ołówkiem i kredkami, może farbami. Chce mięć jego idealny rysunek, ale nie wiem jak na prawdę wyglada, za każdym razem pokazuję mi swoja inną twarz. Muszę zobaczyć jego prawdziwe wcielenie, dotknąć skóry i poczuć jej fakturę, muszę dokładnie zbadać rysy jego twarzy i uchwycić ton jego głosu. Ten prawdziwy. Dzwonek rozlega się i przebija przez bit w moich słuchawkach, wstaje chwiejnie, drzwiami stoję w toważystkie garstki klasy. Lekcję na których nauczyciele, nie przeprowadzają tematu są nudne i męczące, wciąż peuję papier pokrywając go niechlujnymi rysunkami. ZA każdym razem coś wychodzi źle, raz oczy alfy sa zbyt maślane, raz zbyt złe. CZasem wykruj ust jest zbyt delikatny, a czasem wygląda jakby ze mnie szydził.
Poddaję się, muszę to poczuć.
Na przerwię nieśmiało idę w kierunku boiska, nie wiem czy chcę ich znaleść czy nie, ale idę, to przecież mój plan, jeśłi mam go narysować, muszę go poznać, w końcu chcę przedstawić takim jakim jest. Bez jakiejkolwiek ściemy, bez masek. I widzę go, jest prawdziwy, realny- żywy. Chyba Tain coś mu powiedził, bo obraca się i patrzy na mnie, to co widzę w jego oczach to co staram się odtworzyć na papierze, bezskutecznie. Potem dzieje się coś czego absolutnie się nie spodziewam, on zdaję się patrzeć poza mną. Boję się obrócić, bo nie chcę okazać jak mnie to rozbija. Postać wyprzedza mnie i widzę biegnącą w strone kamiennnego stolika Tarpei, bardzo chcę się obrucić i uciec, ale powstrzymuję się. Nie zachowuj się jak dziecko! Tłumaczę sobie, bezskutecznie. Czuję spojrzenia zebranych na boisku nastolatków, dziwia się, że siadam z ekipą Rina, nikt z poza kręgu nigdy nie mógł z nimi siadać. Głupi, nie wiedzą, że ja też w jakimś stopniu jestem taka jak oni. Na myśł o tym czuję wstręt, ale może, w jednej dziesiątej jestem do nich podobna. Czuje się jak niechciany gość na imprezię, więc siadam cichutko z boku, obok Tain, mrucząc jakieś " cześć". Nie cierpie się za to, powinnam z podniesiona głową podejść do kamiennych ław i swobodnie zająć miejsce, obok Rina. A ja robię wszystko żeby mnie nie zauważyli, zaczesuję grzywkę na oczy i chowam twarz pod okularami. Rin wydaję się zdziwiony, nie wiem czemu.
- Cześć szczeniaku! Wita się Tain i dusi swoim umięśnionym ramieniem, tak że nie mogę oddychać.
Jego zachowanie sprawią, że czuję się lepiej, uśmiecham się lekko pozwalam dusić, przy nim absolutnie nie mogę się czuć niechciana.
Han prawię wskakuję na stół, żeby schować wszystki widelce.
- Nic ostrego w twoich rękach. Tłumaczy i śmieje się, po chwili dołaczają do niego inne wilki.
Wyciągam nektarynkę i wgryzam się w nią, kątem oka obseruję alfę, widze że jest zły, ma spięte mięśnie i zaciska pięści .
Do głowy wpada mi dziwna myśl, może jest zły, że Tain się ze mną spoufala, niby kazał mi się z nimi przyjaźnić, ale przecież zawszę będę u nich intruzem, w końcu nie przemieniam się i jestem słaba. Nie to niemożliwe, niby czemu miłby mieć jakieś objekcję.
Mięśniak coś do mnie mówi, więc skupiam się na jego twarzy, gdy słyszę trzask, podskakuję na siedzeniu i z przerażeniem patrzę w stronę Rina, chłopak uśmiecha się złośliwie i chowa książkę do torby. Zrobił to specjalnie. Chciał mnie wystraszyć, dupek.
- Wciąż się mnie boisz szczeniaczku? Pyta, a w jego głosię czuje złośliwe nutki.
Trafia w sedno i boli mnie to jak zdrada, gdzie podział się miły chłopak z wczoraj? Gdybym miała go teraz narysować byłby straszny i krutny, jego oczy byłyby zimne i nieprzystęne.
Mam dość jego chwiejnych nastrojów. To tak jakby dotknął rdzenia moich słabości i wystawił je na pośmiewisko. Śmiech Tar i Hana brzmi w moich uszach jak tłuczone skło, czuję niepokojącą wilgoć w oczach, wstaję i uciekam. Mam gdzieś, że cała szkoła na mnie patrzy, mam dość, że pewnie daje mu nowy powód do drwi i że, będę musiała do nich wrócić. Chcę ucieć.
Słyszę jeszcze głos Taina, mówi coś gniewnie, to brzmi trochę ja " Odjebało Ci", albo " Po co ci to" nie wiem, biegnę dalej do płotu szkoły. Niezdarnie wdrapuję sie na parkan i zeskakuję na ulicę. Jestem już zmęczona i prawię nie mogę już biec, ale napędza mnie wstyd i gniew. Chaotycznie przemieszczam sie po pustych ulicach, bruk ucieka mi z pod nóg, a oddech mi przyśpiesza i czuje jak opuszczają mnie siły. Nagle coś wciąga mnie w jeden z mijanych zaułków, przez moment myśle o atakującym mnie niedawno wilkołaku. Odpowiedź okazuję się inna, nie wiem jak udało mu się mnie tak szybko wyprzedzić.
Z rozpędu uderzam plecami w ścianę, jego ramiona nie pozwalają mi się od niej odsunąc.
Przykłada czoło do mojego czoła, naszę twarze dzieli tak niewielka odległość, że mogę dostrzec płomienie w jego oczach.
- Przepraszam. Mówi cicho, nie musi krzyczeć, jesteśmy tak blisko siebie.
Nie mogę myśleć, nie mogę odpowiedziec.
Jego usta są blisko moich, zachwuję się jakby chciał musnąć moję wargi, ale rozmyśla się w ostatnim momencie, to powtarza się kilka razy, słyszę jego serce, zagłuszone przez dudnienie mojego, doskonale zdaję sobie sprawę, że on słyszy je głośniej niż ja. Nie moge go teraz pocałować, prawie go nie znam. Opuszczam lekko głowę i daję mu do zrozumienia, że zabawa skończona. Chłopka jednak nie odsuwa się, natychmiast, patrzy mi w oczy.
- Poczekam na Ciebie, nie każ mi robić tego zbyt długo.
Po chwili stoi już pół metra ode mnie z wyciągniętą dłonią.
- Chodź.
Nie muszę chyba mówić, że poszłam z nim bez zastastanowienia? Czy jakakolwiek dziewczyna by nie poszła? To nie jest do końca tak, że się nie znamy. Mam w genach zaufanie do niego.
Delikantnie musnełam jego dłoń, a on przytrzymał ją mocno i pociągnął mnie za sobą, czułam się jak szmaciana lalka, bez trudu wklukł mnie za sobą, jakbym nic nie ważła, starałam się nadarzyć, jednak był dużo szybszy, był tak podeskcytowny, że wogule nie zważał na moje protesty.
- Gdzie my idziemy? Żażądałam odpowiedzi, mój głos ginął w odgłosach zwmagajacego się wiatru.
- Rin! krzyknełam pragnąc zwrócić jego uwagę, jednak nadaremno, nie miałam pojęcia gdzię mnie ciągnie, nieoddaliliśmy się bardzo od szkoły.
Zatrzymaliśmy się przed zaparkowanym przy bocznej uliczne ragne roverze. Był brudny i ochlapany błotem po sam dach. Chłopak sięgnął po kluczyki nie puszczając mojej dłoni, lekko bolącej od jego lwiego uścisku. Niemal wpakował mnie na przednie siedzenie, sam w mgnieniu oka siadając za kierownicą.
- Mogę wreszcie wiedzieć dokąd mnie zabierasz?
Wilk westchnął ostentacyjnie i odpalił samochód.
- To nie byłaby niespodzianka. Wydusił z siebie, jakby to był oczywiste.
- Nie lubie niespodzianek. Mruknełam nie odrywajac od niego wzroku.
- To polubisz! Powiedział z naciskiem dodając gazu.
Lekko wgniosto mnie w fotel, gorączkowo pracując rękoma zapiełam pas i chwyciłam ręką brzegi fotela. Jechał jak wariat.
- Możesz troszke zwolnić! Warknełam, struchlała i zła jednocześnie.
- Nie mów mi jak mam prowadzić Kotku. Odezwał się protekcjonalnie.
Wściekłam się, najpierw jest czarujący, a potem co?!
Odwróciłam sie od niego i wlepiłam wzrok w okno, cholerny alfa.
Kraiobraz zmienił się diametralnie, jechaliśmy lasem! Gdyby nie to, że ufałam mu bezgranicznie, zaczełambym się bać.
Zatrzymał się, ryjąc wielgaśnymi oponami w ściółkę. Już po kilku sekundach moje drzwi były otwarte. Odpiełam pas i niezręcznie wygramoliłam się z tej blaszanej bestii.
- Jesteś taka powolna. Marudził na mój widok. - Zupełnie jak człowiek.
Przeklełam go w myślach, nadal unikając jego wzroku.
- Dlaczego na mnie nie patrzysz? ZApytał jak kompletny idiota.
- Bo jestem zła.
- Spójrz na mnie. Nalegał jakby to było niewymownie ważne.
- Nie. Buczałam , jednocześnie zdając sobie sprawę jak dziecinnie się zachowuje.
Jednym, zdecydowanym ruchem przerzucił mnie przez ramie i ruszył szybkim krokiem w leśną gęstwinę. Krzyknełąm zszokowana i spróbowałam się uwolnieć, bijąc go pięściami w plecy i krzycząc.
- Uspokoisz sie wreszcie? Zapytał nie przerywajac marszu.
- Pomoooocy! Wrzasnełam na całe gardło.
Gdzie on mnie prowadzi?
Nie szlismy wyznaczoną dla pieszych ścieżką, ale znana tylko dla Rina dróżką. Las robił sie ciemniejszy, moje zmysły dostawały szału. Zapach sosen i młota był prztłaczający, nawoływał mnie.
Chłopak słysząc mój krzyk zaczął biec, mimo ciężaru( a przecież nie jestem taka leciutka) poruszał się bardzo szybko. Strach ścisnął mi gardł, a żołądek fiknął koziołka. Nagle, bez ostrzeżenia, Rin zwolnieł do marszu, z impetem trafiłm głową w jego plecy.
-Auuu. Jęknełam.
- Jeśli się nie uspokoisz będę biec szybciej. Ostrzegł mnie alfa, i niemal czułam jak się bezczelnie uśmiecha.
- Arogancki dupek. Mrukneła, ale udał że mnie nie słyszy.
- Pójdę sama. Dodałam po chwili, mając dość tej "przejażdżki", nie dość, że w brzuch wbijał mi się jego bark, to jeszcze serce trajkotało jak szalone, przez jego bliskość. Czułam się okropnie nie zręcznie, na myśla o jego wielkich dłoniach, na skórze moich nóg.
Odstawił mnie na ziemie gwałtownie, aż zakręciło mi się w głowie. Nie dał mi szansy wziąść się w garść, bo za chwilę zamknął moją drobną dłoń w swojej niedżwiedziej i ruszyliśmy dalej. Teren stopniowo się zmieniał, stawał się bardziej górzysty i trudny do marszu, a tempo jakie narzucał Alfa, stawało się dla mnie nieznośnieczegu wogule zdawał się nie zauważać.
- Możemy zrobić sobie przerwę. Zapytałam dysząc ciężko.
- Już niedaleko.
Zziajana i ledwo trzymająca się na nogach z ulgą przyjełam odpoczynek. Usiadłam na trawię i schowałam głowę między nogi.
Gdy sie ogarnełam i przeszło mi zmęczenie, przeszukałam wzrokiem padgórek w poszukiwaniu wysokiego bruneta. Stał na skraju skarby, wpatrzony w widok rozscielajacy się przed nim.
Podeszłam do niego na chwiejnych nogach i zauważyłam jak blisko przepaści stoi, przed nim malowała się pustka.
Zatrząsnał mną strach, natomiast rozluźniony Rin odwrócił się w moją strone.
- Chodź, widok skąd jest nieprawdopodobny.
- Nie ma mowy. Pisnełam i cofnełam się o krok.
- Przestań przesiaduje tu od dawna, nic Ci nie bedzie. Negocjował ze mną.- Nie ufasz mi?
- Ani odrobinę. Skłamałam natychmiast, cofając się jeszcze o krok.
Podszedł do mnie i stanął za moimi plecami, zadrżałam lekko, przez moment bojąc się, że popchnie mnie w przepaść.
- ZAmknij oczy. Polecił Alfa.
- Nie ma mowy. Warkneła próbujac się odwrócić.
PRzytrzymał mnie lekko zza moich pleców i położył dłoń na tali. Nie mogłam myśleć o niczy innym, niż o jego dłoniach na moich biodrach. Nawet nie zauważyłam, że ruszamy. Dopiero, gdy posadził mnie na miękkiej trawię, przytując moje plecy do swojej klatki piersiowej, znów zaczełam się bać.
- Otwórz oczy. Usłyszałam głos przy moim uchu, ciepły oddech przyprawił mnie o dreszcz.
Powolutku uniosłam powieki, a moim oczom ukazał się zadziwiajacy widok, wąwóz przed nami, mogłby nie istnieć, ale nieograniczone niebo i widoczne w oddali korony drzew robiły poirunujace wrażenie. Odcienie zielonego przeplatały się między soba tworząc oryginalną mozaike. Prawię bez strachu spojrzałam w dół, mó lęk wysokości, móg teraz nic nie znaczyć. Rzeka, wyglądała jak rzucona niedbale wstąrzka, targana niespokojnym wiatrem.
- O boże.... Szepneła w uniesieniu.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba.
Czy mi się spodobało? To stanowczo za mało powiedziane, widok był oszałamiajacy, nie mogłam nie być wdzięczna.
Nie wiem jak długo siedzieliśmy na skarpie, dla mnie to trwało sekunęi wieczność jednocześnie, wtulona w jego ramiona kontemplowałam widok. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze jak w tej chwili. To było takie kojące, po wydarzeniach ostatnich tygodni.
- Dlaczego się wtedy wkurzyłeś? Zapytałam przerywając swobodną ciszę
- yyy. Zdawało się, że ocknął się z potężnego zamyślenia.
Poruszył się zmuszajac mnie do tego samego.
- Zaraz lunie deszcz. Poinformował i wstał po chwili podając mi rękę i mnie równierz stawiając na nogach.
Unikamy odpowiadania na niewygodne pytania, tak?
Po nieokreślonym czasię spędzonym na skarię poczułam się pewnie, nie trawił mnie już strach. Dobrze, chcecie mnie w sforzę? Nie ma sprawy, albo wy zmienicie mnie, albo ja was. I nie mogę powiedzieć, że boję się o siebie.
- Odpowiedź.
Poczułam pierwsze krople wody spadające mi na twarz, uniosłam ja ku niebu. Zagrzmiało tak mocno, że wzdrygnełam się mimowolnie. Spojrzałam na Rina i deszcze lunął jak z cebra.
Oboję rzuciliśmy się do range rovera. Rin ciągnął mnie za rękę, i byliśmy naprawdę szybcy, jednak zanim dotarliśmy do samochodu, oboję byliśmy całkiem mokrzy. Rin śmiał się histerycznie zapalając auto. Też się śmiałam, ale nie dałam jeszcze z wygraną.
- Dlaczego się wtedy wkurzyłeś? Ponowiłam pytanie z pewnościę, że nie dam się spławić.
- Odpuść. Polecił mi, i widziałam, że zrobił się spięty.
- Jeśli mi teraz nie powiesz następnym razem, też cię wkurzę. Spróbowałam zdrowo rozsądkowym argumentów, ale jak mogłam się spodziewać na tak nie racjonalnego typa nie podziałały.
- Powiedź mi, albo możesz mnie od razu zawieść do domy. Syknełam pokonana.
Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Na serio myślisz, że możesz dyktować warunki? Zapytał spokojnym głosem.
Ta jego pieprzona duma i władczość, mógł mieć to we krwi, ale wcale go to nie uprawiedliwia.
- Dupek. Warknełam i wlepiłam oczy w okno.
Deszcz zalewał wszystko, tak że ledwo mogłam odróżnić drogę, byłam jednak pewna, że nie wiezie mnie do domu. Zrobiło się całkiem ciemno, więc zerknełam na deskę rozdzielczą gdzie znajdował sie zegarek. Było już późno, nie wiem jak to mineło.
- Co ty powiedziałaś? Zapytał i spojrzał na mnie na moment.
Nie odpowiedziałam.
- Co powiedziałaś?!
- Ty nie odpowiadasz na moje pytania ja nie będę na twoję.
Samochód zatrzymał się z ryjąc w błoto które ochlapało nawet szyby. Rin wyskoczył z samochodu i pojawił się pod moimi drzwiami, otworzył i rzucił we mnie kurtką, którą zarzuciłam na głowę, razem wbiegliśmy do jego domu. Rin zjął zabłocone buty i zniknął wenątrz, nieśmiało zdjęłam buty i powoli skierowałam się w stronę w którą zniknął. Wręcz kapało ze mnie na podłogę. Alfa pojawił się znienacka i rzucił we mnie ręcznikiem. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i podał mi jakieś szmaty.
- Pokażę Ci gdzie jest łazienka, pewnie chcesz się przebrać. Oświadczył i wskazał mi odpowiedni pokój.
Doprowadziłam się do pożądku i ze smutkiem spojrzałam w lustro, jak mogę porównywać sie z wilkami, moja ceraz jest blada i nieatrakcyjna, nie mam wyćwiczonego ciała, wygladam jak wieszak. Zarumieniłam się na myśl o niedoszłym pocałunku i przytuleniu i zastanowiłam się nad naszymi relacjami. Jedyno do czego doszłam to słowo, które opisywało je doskonale- skomplikowane.
Ubrania, które otrzymałam od Rina, a mianowicie ogromna bluza i krótkie spodedenki, które musiałam mocno związać by trzymały się na biodrach.
Szybko weszłam od salonu, trafiając akurat ma moment, w którym Rin rzucał swoją mokrą koszulkę gdzieś na podłogę, widziałam jego plecy, napinające się przy każdym ruchu. Serce zadudniło mi w piersi, opamiętałam się gdy na mnie spojrzał. Narzucił na siebie jakiś t-shirt i usiadł na kanapię zachęcając mnie do tego samego.
- Zjesz coś? Spytał i podniósł z kanapy wibrujacy telefon. - Zadzwonię po pizzę.
Wyszedł a ja rozdziadłam się na miękkiej sofie, dlaczego nie było tu jeszcze sfory? Nie żebym za nimi tęskniła, czy coś. Wciąż było mi trochę zimno, więć podkuliłam nogi i objełam je rękoma, opierając brodę na kolanach. Rozejrzałam się po pokoju, był bałagan, za podłodzę leżała mokra bluzka, a na stoliku było pełno szklanek. Pozatym pokój był troche ciemny ale przytulny. Czułam subtelny zapach sfory i silny Rina, w końcu to on tu mieszkał.
Chciałabym zobaczyć jego pokój, ciekawe jak wyglądał, czy miał zdjęcia rodziny?
Wszedł po pokoju z kubkami w ręku, a właśnie miałam ochotę na herbatę.
Usiadł blisko mnie i podał mi kubek, parujący płyn pachniał zachęcająco.
- Czemu nie jesz mięsa? Zapytał uważńie mi się przeglądając.
- Czemu się wtedy wkurzyłeś?
Spojrzał na mnie z mieszaniną rozbawienia, gniewu i rezygnacji.
- Pytanie za pytanie? Zaproponował chytrze i pociągnął łyk herbaty.
- Dawaj. Zgodziłam się zagrać w jego grę, bo pytania niemal rozsadzały mi czaszkę.
- Wkurzyłem sie bo usiadłaś obok Tain, a nie mnie. Powiedział spokojnie, wiciąż na mnie patrząc, jestem pewna, że jego czujnym złotym oczom, nie uszedłby żadem grymas z mojej twarzy. Trochę mnie to krępowało.
- Przestań, niby czemu miałoby.... Nie pozwolił mi skończyć przytrzymując mi usta dłonią.
- Pytanie za pytanie, zero wyyjaśniania.
Mruknełam gniewnie pod jego ręką, aż łaskawie ja zabrał.
- Nazwałam Cię dupkiem.
Uśmiechnął sie do mnie, nie wiem do końca jak mam odebrać ten uśmiech.
- Jeszcze nie wiesz, jakim dupkiem potrafię być.
- Dowiem się?
Wzruszył ramionami z bezczelnym wyrazem twarzy.
- To drugie pytanie?
Pokręciłam przecząco głową, mam dużo lepsze pytania.
- Dlaczego nie jesz mięsa.
Wstrzymałam oddech, to nie będzie łatwa rozmowa.
- Jeśli, potrafię poradziś sobie bez mięsa, dam radę ze wszystkim. Odpowiedziałam szybko.
To prawda, jeśli ustąpie z mięsem, przy każdej pełni, będę walczyć jeszcze ciężej.
Wyglądał na bardzo zamyślonego. I sklamałabym gdybym powiedziała, że wyglądał przy tym źle.
- Dlaczego nie mieszkasz z rodzicami? Wypaliłam.
- Jestem dorosły, mam własną sforę, nie powinni tu być.
Nie mogłam sie powstrzymać przed następnym pytaniem, wyleciało z moich usta natychmiast po uzyskaniu odpowiedzi na poprzdnie.
- Skąd masz na to wszystko kasę?
- Moja kolej. Zaśmiał się i przykrył mnie dokłądniej kocem.
Czasem robił coś takiego, co sprawiało, że czułam się zakłopotana.
- Dlaczego nie chcesz być w sforze. Przecież powinnaś im przewodzić.... razem ze mną.
Spojrzał mi w oczy, jakby próbował z nich odczytać odpowiedź.
- Nie. Chcę. Być. Wilkiem. Zabrzmiało to tak poważnie, tak nieodwracalnie, nie chcialam powiedzieć mu czegoś takie, podczas gdy on był tak miły, uroczy.
- Rodzicę dają mi pieniądze, mają firmę farmaceutyczną. W jego głosie słyszałam twarde nutki.
Zapadł cisza, przeywana tylko naszymi cichymi oddechami.
- Powinnam już iść. Powiedziałam cicho, patrząc za okno, przestało padać, ale zapadł już zmierzch.
Podniósł się z kanapy i chwycił leżące na stoliku kluczyki od samochodu.
Zatrzymał się przed moim domem.
- Do zobaczenia. Pożegnałam się cicho i zacisnełam drzwiczki samochodu.
Rin złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją strone, zanim zdąrzyłam pomyśleć, albo zaprotestować musnął mój policzek. - Cześć. Szepnął i puścił mnie.
Wygramoliłam się niezdarnie z samochodu i na nogach jak z waty weszłam do domu.
Czy dzisiejszy dzień, na prawdę się wydarzył?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz